środa, 24 lipca 2019

Primowaskularność, sześcian i brokat

Drugi dzień wyginania przez docenta i jego kursantów. Trochę wieje nudą, ale nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła jakiegoś zamieszania. Nie wiem, czy dziś wystarczy mi pary, żeby wszystko spisać, dni w pracy są wyczerpujące, ale jedno spostrzeżenie choć muszę zdążyć.

Dani pisze do mnie kilkanaście razy dziennie i nie tylko dopytuje o stopę, ale wyraźnie konkuruje z docentem, który słynie ze świetnej diagnostyki i w sumie niezawodności. Cóż, napisałam "w sumie", bo pewnie innym pacjentom pomaga na stałe. Ja zawsze muszę być tym awykonalnym zadaniem z gwiazdką, bo ministerstwo coś spaprało w arkuszach egzaminacyjnych.
O ile ręce docenta jeszcze na Spartańskiej skutecznie pozbawiły C6 uporczywego piekącego bólu, o tyle stopa to dla nich chyba Himalaje. A może po prostu moja głowa nie chce, żeby ból przeszedł? Kto to może wiedzieć? prawa stopa, strona męska, decyzyjność i balans. Ból się wzmógł, odkąd dotarło do mnie, że Niedźwiedź się odwinął i zniknął. Teoretycznie powinno mi przejść. Bo już mnie w środku kwestia Niedźwiedzia jednak tak nie boli. Coś się zagoiło, zasklepiło.
(A, news z poranka jest taki, że ostatni pacjent Niedźwiedzia, ehem, "z rozchełstaną dupą", właśnie się zwichnął. To podobno pierwsza endoproteza Niedźwiedzia, która się zwichnęła. Jako że okoliczności operacji odmieniły bez wątpienia życie pana doktora-kibica Polonii i amatora klusek leniwych, o tyle zapowiada się zmiana kolejna. Pierwsze zwichnięcie. Teraz trzeba będzie sobie dodatkowo poradzić z poczuciem kontroli i przekonania, że nie na wszystko ma się wpływ, szczególnie jeśli chodzi o życie codzienne pacjenta. Opowiedziałam dziś Ewie z Falenicy o tym zdarzeniu, na co bezmiar jej błyskotliwości zareagował cudnym komentarzem: "gej się zwichnął? W sensie jest już hetero, czy jak?" Rżałyśmy z tego z pięć minut na spacerze po Francuskiej, bo przypomniało nam się, że podczas redakcji jej tekstu na marginesie znalazłyśmy inny komentarz: "wyciąć Żydów aż do krzyża" - a chodziło o fragment jej opowiadania do słów bohaterki "każdy dźwiga swój krzyż, a ja najcięższy mam z Żydami". Ot, taka impresja o mniejszościach, wyszło na to, że bardzo w naszym kraju aktualna).

Dani robi dla stopy, co może, a docent wyraźnie stopy unikał, bo chyba wyczuwał, że to struktura kapryśna, trudna, a w moim przekonaniu jest długofalową zemstą małp za podejrzewanie, że pochodzimy jako gatunek od tych szlachetnych zwierząt. Hipoteza, że pierwotnie stopa była narządem chwytnym, który u człowieka dopiero przekształcił się w narząd podporowy, nie jest pewna. Wszystkie małpy człekokształtne mają stopę chwytną, z przeciwstawnym paluchem. Jest on też znacznie krótszy od pozostałych palców. Połączenie więzadłowe i stawowe kości stopy jest u nich luźniejsze i umożliwia wskutek tego wydatniejszą ruchomość w stawach. Dla człowieka poruszającego się po ziemi funkcja chwytna stopy byłaby zupełnie nieprzydatna. Odwiedziony paluch byłby przeszkodą, a w szybszym biegu nawet wielkim utrudnieniem.
Poza tym w innej książce o błędach ewolucji wyczytałam, że ludzka stopa jest skonstruowana tak, żeby głównie się psuć. Więc o co chodzi.

Docent dzisiaj kombinuje, opowiada, pokazuje, gdzie mięsień prostownik stopy, wymienia kości stępu tyle razy, że aż się ich na pamięć nauczyłam. Odwodziciel, zginacz - same nudy, smutne jest to, że po łacinie paluch nazywa się "hallux", a sama jednostka chorobowa - "hallux vulgus", czyli paluch koślawy. Nie wyczuwam tu żadnej inspiracji narracyjnej, jestem coraz bardziej znudzona i zawiedziona. Michael J Fox chyba zaczyna wpadać w panikę. Jeszcze wczoraj sprawnie rozebrał mnie do samych majtek, nie dawał mnie dotknąć studentom za bardzo. Potem rozluźniał mi jedno i drugie biodro tak, że czułam się jak ciasto na pizzę. No dobra, nie narzekam, nie dość, że pizzę lubię, to jeszcze chodziło mi się gibko i lekko.
Leżę na boku, Fox prawie się na mnie całym ciałem rozpłaszcza, ciągnie mięsień skośny brzucha w dół, a mnie każe go ciągnąć w górę. I odwrotnie: kiedy skraca mięsień skośny brzucha, ja mam go pociągnąć. Naprzemienną czynność ubiera w rytm słów: "teraz ja wygrywam, teraz pani wygrywa". Trudno nie zauważyć koincydencji yin i yang, a bardziej dosadnie: baraszkowania w sianie czy, jak chce reklama, w jęczmieniu. Łapię dość szybko, że niebezpieczna bliskość ciał jest dla niego wspaniałą okazją do patrzenia mi w oczy albo czułego sprawdzania, "czy rączka nie pod głową? nie, to dobrze, pani Kasia już wie, jak pracować z biomechanikiem". (No, dobrze, że chociaż z biomechanikiem, bo jak mi mechanik samochodowy mówi, że siadają tuleje, to myślę, że Wojtek i brat chorzy). 
Leżę na plecach, nade mną kursanci notują, co mi szwankuje, gdzie się nie prostuje, na czym polega sztywność miednicy, z czego się bierze i czemu nie mija. Okazuje się, że podczas chodu nie kołyszę biodrami, co jest dziwne, bo jak mnie coś wieczorem w domu najdzie, to tańczę jak Shakira, a w każdym razie tak siebie widzę. A na jodze Julia podkreśla, że ruchomość bioder coraz lepsza. Czyli może obecność mężczyzn mi te biodra blokuje? Cholera, i pomyśleć, że mężczyzny potrzebowałam też do wymiany tego biodra. Co za niefart.
Sprawdzają kość strzałkową, potem siłę gluteusów i krzywię się, podnosząc biodra go góry. Zauważył, gaddemyt. Teraz zabierze się za pośladek i znowu będę musiała uważać, zeby się nie rozwrzeszczeć. Widzę, że oczy mu zabłysły, bo ma nowe zadanie przed sobą. I to jakie. Każe mi zlokalizować ból, więc muszę odpowiedzieć zgodnie z prawdą: guz kulszowy. A ten chujek mieści się dokładnie u podstawy dolnej pośladka. Masz ci los. (Mogłam go okłamać, ale wtedy zająłby się mięśniem gruszkowatym i dopiero wtedy ten sukinsyn by mnie bolał).
Docent podnosi moją operowaną nogę do góry i mówi:
- A pani co podejrzewa? Chcę to od pani usłyszeć, przecież pani zna anatomię.
- To może być jeszcze więzadło kulszowe.
Och, właśnie to Fox chciał usłyszeć. Pyta:
- Mogę?
Bo teraz będzie najlepsze. Pod uniesioną nogę wsunie mi dwa palce - tak, żeby zjechać nimi po pośladku i wyczuć guz kulszowy. Potem go naciśnie z satysfakcją. To będzie dla niego przyjemne, bo natura nas tak skonstruowała, że miękkość i owal tego miejsca pozwala nam na przykład zalec na kanapie na wiele godzin, żeby oglądać Comedy Central (nie no, trochę złośliwa być muszę). Więc docent zanurzający palce w mój pośladek raczej przykrości nie odczuwa. W przeciwieństwie do mnie. Jak ta cholera boli. Mięsień dwugłowy uda tu się przyczepia. Gwiazda jednego odcinka z docentem. Puszy się w całej okazałości.
Jak już Fox wymacał, nacisnął, zawezwał jednego z kursantów. Chłopiec jest zdrowy, młody, opalony, a wyraz twarzy ma jak lama po lobotomii. Kładzie mi nogę na swoim ramieniu, ale gdzie tam mu do Daniego. Nawet nie raczył przysiąść, żebym nadmiernie lędźwi nie wyginała. Gapi się na mnie z otwartą gębą i chyba się wstydzi. No i co takiemu się robi? Pluje w oko?
Docent go poprawia, pokazuje, że taka pozycja wygina mi lędźwie - zatacza eliptyczny kształt na wysokości mojego brzucha, niby to przez przypadek muskając skórę. Myślisz, że tego nie widzę, człowieku?
Potem mam chłopakowi napierać nogą na ramię przez dziesięć sekund, a po rozluźnieniu on pcha ją do dalszego zgięcia. Kolejne upokarzające doświadczenie, ale jest plus: cholerne więzadło się rozluźnia, dwugłowy mięsień wycisza swoje trele.

Potem myślę sobie, że może ja cała jestem aseksualna? Że może libido skacze mi tylko na widok książek? Może w ogóle nie powstałam w celach prokreacyjnych? A tak w ogóle miałam być docelowo molem?

Docent zaatakował potem znowu C6 (tak! to ona! upokarzająca pozycja w klęku podpartym z głową między kolanami!) i wspomnienie tego dotyku mój kark przyjął z popołudniowym fochem.

Stopę naprawił na chwilę dosłownie przy pomocy jakiejś magicznej sztuczki zwanej "krótką stopą". Ćwiczenia krótkiej stopy [SFE] z wykorzystaniem odpowiedniego ustawienia stóp, zostały przyjęte przez fizjoterapeutów Jandę i VaVrova, jako jedna z technik pozwalająca zwiększyćłuk podłużny przyśrodkowy stopy poprzez skurcz jej wewnętrznych mięśni. Zauważyli oni, że ćwiczenia krótkiej stopy wpływają na poprawę stabilności poszczególnych segmentów ciała oraz na stabilnośćcałej postawy. Stwierdzili również, że SFE stanowią pierwszy krok w przygotowaniu treningu sensorycznego, poprawiającego proprio-recepcję, czyli zdolność czucia ciała w przestrzeni. To mówi internet. A w praktyce Fox pada przede mną na kolana i skręca stopę w stronę wewnętrzną. Łzy mi stają w oczach, bo przez kilka całkiem długich minut stopa nie boli. Nie boli. Widzę, że docent niepewny długofalowości skutków terapii. Przynosi pudełko z tejpami do zaklejania.
Otwiera je przede mną szarmanckim gestem, po czym pogrąża się jako męski szowinista:
- Proszę, kobiecie trzeba dać wybór koloru, chociaż i tak pewnie będzie czerwony.
Mrugam, bo aż mi się wierzyć nie chcę. Nie zastanawiam się długo, walę:
- No wie pan? Jak mnie pan tak może traktować?! A gdzie jest różowy z brokatem? - strzykam na bezdechu.
 Docent patrzy w pudełko, łudząc się, że może tam jednak taki kolor jest. Wyciąga fuksję:
- A taki nie może być?
- A widzi pan tu brokat? Ja nie widzę.
Studenci kulą się ze śmiechu.
Biedny Fox. Jeszcze nie skończyłam:
- To co teraz?
- Jak szanowny pan daje wybór, to warto zadbać o wachlarz możliwości.
Boję się, że za chwilę przegnę, więc z uśmiechem słodkiej pięciolatki wyciągam czarnego tejpa.
- Czarny? Naprawdę?
- Bo widzi pan, ja mam w sobie diabła.
Rozaniela się oblicze Foksa, kiedy kładzie sobie moją goleń na kolanie i z pietyzmem okleja śródstopie. Wygładza potem, masuje tejp, przesuwa palce po cienkiej skórze na wierzchu mojej stopy. Gapi się na czerwone paznokcie, co je Beatka Vinyluksem zasmarowała. Nie może się z tą stopą rozstać. Może marzy o amputacji i zabraniu jej do domu. " Może ma taki fetysz" - napisze Dani po południu.
A to wszystko i tak psu na budę, bo po południu stopa daje mi pulsującym bólem znać, że w kości sześciennej ma wszystkie fizjoterapeutyczne starania.




Ach, jakże on mi w oczy patrzy, jak szepcze, jak mi drogę sobą zasłania.
- A czy możemy się jeszcze zobaczyć we wrześniu? I w październiku? A może nawet wcześniej?
Myślę sobie: przyjedź na Kępę, ościeżnicę mi do piwnicy wstawisz.
Odpowiadam, że nie wiem, bo we wrześniu festiwal w Gdyni i zaczynam snów rehabilitację na Spartańskiej, więc niech mnie nie męczy nadmiernie.
- A październik?
Gdyby udało mi się uzbierać pieniądze, to zaczęłabym studia na kierunku psychologia. Odpowiadam więc, że jeszcze nie wiem, że czekam na mejl i zobaczymy.

Wieczorem pisze do mnie Dani, zagaduje, to przyjemne, sprawia mi to radość, bo widze siebie jako zgrzybiałą staruszkę, a tu młody, śliczny chłopak mnie zaczepia, pisze, że jestem jego ulubioną pacjentką, ze mam w sobie tyle uroku i że mój umysł ma dla niego tyle fascynujących zagadek. Och, młody człowieku, to się nazywają zaburzenia, ale jeszcze trochę czasu minie, zanim się zorientujesz, mój śliczny, mądry, dziewiczy Dani.
Straszy mnie, że w czwartek nie zajmie się sercem, tylko będzie pracował na bliźnie, na co ja, że nie chcę, na co on, że trzeba, bo się udo przykurcza, bo powięź pracuje źle, na co ja, że chuj z powięzią, chcę mieć legalne dragi w postaci wizji. Już nie pamiętam, jak, ale wspominam coś o nerkach, więc Dani przyklaskuje:
- O, to niezły pomysł, zabierzemy się za nerkę. Może puści bok.
Jestem zawiedziona, nerka jest nudna i nieromantyczna.
Nagle czytam:
- Zawsze Kasia mnie ostrzegała, że lewa nerka odpowiedzialna jest za popęd seksualny i trzeba uważać, jak się z nią pracuje.
Patrzę na te słowa na ekranie i zastanawiam się, co to znaczy. Czy Dani dzieli się ze mną swoją wiedzą holistyczną, nawiązując sprytnie do pani Kasi z dredami, d której mam słabość, czy jawię mu się jako pani Robinson. Nie wiem, nie rozpoznaję. 
Odpowiadam, że z tego, co pamiętam, obrzękła lewa nerka, ale jakby co, zawsze może mieć w pogotowiu pasek do jogi, którym mnie przywiąże do kaloryfera. Aż się uspokoję.  Podrzuca mi jeszcze wyrażenie "układ primo waskularny", mnie się to z liśćmi kojarzy, ale na dziś mm dosyć medycyn starogermańskich.
 
Proszę go, żeby rozważył jednak to serce, bo to takie zajebiste i w ogóle. Wysłałam mu fragment wizji z niniejszego bloga, Dani masuje moje ego: "Powinnaś pisać powieści".
Czytam je, wystarczy - myślę sobie. A to miała być łapówka, chłopcze.
"Ej, to czyta się to jak bardzo dobrą ksiazke. Nie moglem się doczekac co bedxie na końcu".
No nie miłe dziecię? I te poprzestawiane literki. Dostałby ode mnie żelka za słodycz.


Potem wysyłam mu wiersz Świrszczyńskiej - och, jaki cudowny! 




Wtedy Dani pisze słowa, z którymi dziś idę do łóżka. próbować zasnąć, bo spać to raczej nie. Snu głębokiego szarpię po godzinie. I tak dużo. 
"Rozdzielasz ciało i duszę. Traktujesz je w sposób przedmiotowy i uszkodzony. 
W ciele widzisz tylko to, co złe i popsute, nie patrząc, ile w nim jest wartości"


Jak: nie widzę wartości? A czyj brzuch dzisiaj pomieścił pieczonego bakłażana, zapijając go herbatką turecką w towarzystwie Ewy? A A kto codziennie oklepuje się balsamem o zapachu kokosa albo innego kadzidłowca? A kto lata na jogę, narażając się na komentarz: "jebnę ci, Jadwiniu, jak się zwichniesz na tej swojej pokurwionej jodze"? A kto żuje trawę zerwaną z łąki, przymyka oczy, kiedy bierze pierwszy łyk kawy?
Nie znasz mnie, Chłopcze, jeszcze za dobrze.

Gorzej, jeśli masz rację.  

P.S. Drogie Czytelniczki (bo panów chyba wśród nas nie ma) - jest sobie coś takiego jak magazyn Wizje w internetach. Znajdźcie najnowszy numer, a w nim fantastyczne opowiadanie Basi Sadurskiej pt. "Narzędzia". tak oto znalazłam swoją mistrzynię słowa w obszarze anatomii. I tęsknoty. Zalecam i zachęcam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz