czwartek, 30 listopada 2017

Telefon w śnieżycy

- Słucham, przychodnia.
- Dzień dobry, otrzymałam skierowanie do poradni leczenia bólu. Czy mogę zapisać się na wizytę przez telefon?
- Rozpoznanie?
- Zesztywniające zapalenie stawów kręgosłupa.
- Mhm. Proszę zadzwonić w połowie grudnia, wtedy będą zapisy.
- A czy do tego czasu moje skierowanie będzie aktualne?
- Aktualność tracą skierowania w przypadku chorób, które można wyleczyć. Pani choroba nie wygaśnie. Skierowanie będzie więc aktualne do momentu realizacji wizyty w naszym szpitalu.

Nie wygaśnie.

Nie wygaśnie.

Nie wygaśnie.

gaśnie

śnie

nie

czwartek, 23 listopada 2017

Właśnie, że jeszcze nie

Mój organizm w bezmiarze swojego geniuszu najprawdopodobniej wytworzył przeciwciała, które nie pozwalają Infliksimabowi hamować mojej choroby. Nie wiem, co to oznacza. Wiem tylko, że boli mnie coraz bardziej, Iwona jest bezradna, a Doktor Majkel od trzech tygodni konsultuje mój przypadek zagranicą i wciąż jest bezradny. Monter w Instytucie jak się wyzłośliwiał, tak się wyzłośliwia, żyły nadal słabe, witaminy D3 mimo suplementacji wciąż mam śladowe ilości.

Słońca w wakacje było znów jak na lekarstwo, wakacje krótkie, smycz w pracy coraz krótsza, dławi mnie mocniej i mocniej. Zarząd cofnął mi zgodę na pracę z domu bez żadnej przyczyny - inni, zdrowi dziennikarze mogą pracować. Ja nie, bo "ktoś w redakcji musi siedzieć". I tym kimś muszę być ja. Wczoraj Tadeusz zlitował się i przyniósł mi z kuchni herbatę, bo nie byłam w stanie pokonać dwóch pięter po schodach bez poręczy. Ale inni jakoś z pomocą nie spieszą. Nie muszą przecież.

Dwa dni temu na widok kładki prowadzącej na drugą stronę ulicy poczułam silny ból w klatce piersiowej. 
Ucieszyłam się.

Ucieszyłam się, że to zawał i to się wreszcie skończy.
Że już nie będzie bolało.
Że już nikt nie będzie zgłaszał pretensji, że nie jestem społecznie aktywna, nie chodzę na imprezy, nie planuję sylwestra i nie idę na tańce.
Że się nie odzywam, nie dzwonię i nie zgłaszam chęci spacerowania po Krakowskim Przedmieściu w tempie mi narzuconym.
Że już nikt nie cofnie mi delegacji tylko dlatego, że ktoś w redakcji musi siedzieć.
Że kolega z biurka obok już nie będzie nade mną śmierdział i bluźnił.
Że już nie będę działała na zlecenie i nie będę dostarczać zamówionych książek. Nie będzie kpin z tego, że od miesiąca nie byłam podłogi w kuchni, bo nawet na sedesie nie mogę usiąść.
Że już nie będzie deadline'ów, kwaśnych min, sarkania na mój "nazbyt literacki jak na biznesowe pismo styl". Nie będzie rwanych bólem nocy, suchych łez, zmarzniętych rąk i kubków niemożliwych do wyjęcia z szafki, bo bark mi nie działa. Nie będzie zagrożenia utratą wzroku, strachu przed wynikami badań, morderczych wigilii, patrzenia na uporczywe umieranie Babci, samotnych wieczorów, snów o spotkaniu Taty.

Ale mi przeszło. Przeszło, bo przyczepy przyśrodkowe znajdują się w części przymostkowej na powierzchniach zewnętrznych kostnych fragmentów żeber II, III, IV i V. Boczna część kończy się silnym ścięgnem przyczepionym do wyrostka kruczego łopatki. Zatem przyrost przyczepów daje objawy mylące, bóle fantomowe, jakbym miała zawał.

Tak to mi psikusa zrobił on.
Mięsień piersiowy mniejszy.
Zalotnik.