Samą siebie zaskoczyłam snem o własnym pogrzebie.
Zamiast księdza - przemawia Marcin Świetlicki. Mówi, że to "zajebiste, że moje organy poszły do ludzi". Podgrywa mu Wandzilak, a ludzie piją wino. W kościele. Z plastikowych kubków z Kubusiem Puchatkiem.
Potem trzeba z kościoła wyprowadzić trumnę. Białą. Najpierw niosą ją lekarze. Doktor Majkel jest najniższy i ma buty na koturnach. Doktor Andrzej od oczu zupełnie nie wie, co się dzieje wokół i jest w parze z Doktorem Majkelem. Ma na koszulce nadruk obrazu Fangora. W drugiej parze jest Niedźwiedź, który nieustannie przegląda WhatsAppa. Opiera trumnę o lewe ramię i skroluje z zaangażowaniem. Ostatni niosący to rezydent z urologii, a pod pachą ma książkę Pawła Smoleńskiego. Skręcony lok ciemnych włosów opada mu na czoło.
Potem do trumny rwie się J., tak chudy, że trumna go przygniata, Cezary, Pan Fi w swoim tałesie i kaszkiecie oraz Zdzisław Pietrasik. Dziwne, przecież umarł.
Jest wiatr. Ale świeci słońce. Jestem bacznym obserwatorem iwentu. Jestem szczęśliwa i spokojna. Już nic mnie nie boli. Do trumny włożyli mi tomik Leśmiana, tak jak chciałam.
Wpuszczają mnie do dołu na cmentarzu na Ogrodowej w Łodzi - w części żydowskiej. Jakaś dziewczyna gra na wiolonczeli. Pierwsza garścią ziemi rzuca Eugenia, po czym rozpoczyna szaleńczego walca pomiędzy pomnikami. Śmieje się jak młoda dziewczyna, odsłania gnijące ramię. Ludzi jest mało i dużo jednocześnie. Ktoś kładzie mi na trumnie czerwone szpilki. Zojka w wózku je truskawki. Kostek składa samolot z klocków. Nikt nie płacze.
Przy wyjściu z cmentarza stoi Bogna z puszką - zabroniłam kupowania kwiatów, kazałam przekazać datki na Gajusza.
Budzę się spokojna. Szczęśliwa. Na stosie dziwacznie ułożonych poduszek, bo już sama nie wiem, co mam robić, żeby przestało mnie w nocy rwać. Przez króciuteńką chwilę nie wiem, gdzie jestem. Przez cudowny ułamek sekundy nie dociera do mnie nic. A potem czuję uderzenie bólu.
I już wiem, że to był tylko sen.
ale taki powinien być
język snu
język piękny dalekosiężny
zwiewny
gdy porzuca gramatykę
zasady fonetyki
język urągania
język którego nie znam
kiedy śpię
w miejscu kota
miedziane ciało
przenika dreszcz
stękamy melodią
kiedy śpię
w miejscu kota
niekiedy ciało
przenika dreszcz
stękana melodia
słyszalna uszom
wówczas
zamyka się
język snu
niepodległy
zmęczeniu
czysty
język słodkiej grozy
język snu
język piękny dalekosiężny
zwiewny
gdy porzuca gramatykę
zasady fonetyki
język urągania
język którego nie znam
kiedy śpię
w miejscu kota
miedziane ciało
przenika dreszcz
stękamy melodią
kiedy śpię
w miejscu kota
niekiedy ciało
przenika dreszcz
stękana melodia
słyszalna uszom
wówczas
zamyka się
język snu
niepodległy
zmęczeniu
czysty
język słodkiej grozy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz