poniedziałek, 13 maja 2019

Język snu

Ania od terapii kranio-sakralnej każe mi obserwować sny. Były już te o bombie, były o pobieraniu krwi, były też sny przyjemne o spacerowaniu po łąkach z Kropką, której nie boli nóżka.
Samą siebie zaskoczyłam snem o własnym pogrzebie.

Zamiast księdza - przemawia Marcin Świetlicki. Mówi, że to "zajebiste, że moje organy poszły do ludzi". Podgrywa mu Wandzilak, a ludzie piją wino. W kościele. Z plastikowych kubków z Kubusiem Puchatkiem.
Potem trzeba z kościoła wyprowadzić trumnę. Białą. Najpierw niosą ją lekarze. Doktor Majkel jest najniższy i ma buty na koturnach. Doktor Andrzej od oczu zupełnie nie wie, co się dzieje wokół i jest w parze z Doktorem Majkelem. Ma na koszulce nadruk obrazu Fangora. W drugiej parze jest Niedźwiedź, który nieustannie przegląda WhatsAppa. Opiera trumnę o lewe ramię i skroluje z zaangażowaniem. Ostatni niosący to rezydent z urologii, a pod pachą ma książkę Pawła Smoleńskiego. Skręcony lok ciemnych włosów opada mu na czoło.

Potem do trumny rwie się J., tak chudy, że trumna go przygniata, Cezary, Pan Fi w swoim tałesie i kaszkiecie oraz Zdzisław Pietrasik. Dziwne, przecież umarł.

Jest wiatr. Ale świeci słońce. Jestem bacznym obserwatorem iwentu. Jestem szczęśliwa i spokojna. Już nic mnie nie boli. Do trumny włożyli mi tomik Leśmiana, tak jak chciałam.

Wpuszczają mnie do dołu na cmentarzu na Ogrodowej w Łodzi - w części żydowskiej. Jakaś dziewczyna gra na wiolonczeli. Pierwsza garścią ziemi rzuca Eugenia, po czym rozpoczyna szaleńczego walca pomiędzy pomnikami. Śmieje się jak młoda dziewczyna, odsłania gnijące ramię. Ludzi jest mało i dużo jednocześnie. Ktoś kładzie mi na trumnie czerwone szpilki. Zojka w wózku je truskawki. Kostek składa samolot z klocków. Nikt nie płacze.

Przy wyjściu z cmentarza stoi Bogna z puszką - zabroniłam kupowania kwiatów, kazałam przekazać datki na Gajusza.

Budzę się spokojna. Szczęśliwa. Na stosie dziwacznie ułożonych poduszek, bo już sama nie wiem, co mam robić, żeby przestało mnie w nocy rwać. Przez króciuteńką chwilę nie wiem, gdzie jestem. Przez cudowny ułamek sekundy nie dociera do mnie nic. A potem czuję uderzenie bólu.
I już wiem, że to był tylko sen.


ale taki powinien być
język snu
język piękny dalekosiężny
zwiewny
gdy porzuca gramatykę
zasady fonetyki
język urągania
język którego nie znam

kiedy śpię
w miejscu kota
miedziane ciało
przenika dreszcz
stękamy melodią

kiedy śpię
w miejscu kota
niekiedy ciało
przenika dreszcz
stękana melodia
słyszalna uszom

wówczas
zamyka się
język snu
niepodległy
zmęczeniu

czysty
język słodkiej grozy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz