środa, 22 maja 2019

Dekalog odnawialny

Dzięki treningowi autogennemu Schultza zasnęłam spokojniejsza, a oprócz tego zasnęłam znacznie wcześniej, więc wstawanie o 4.35 nie było dziś takim dramatem. Doceniam również Schadefreude wynikające z działania Diclo-Duo. Dziękuję Ci, tabletko z wielbłądem. Pozwoliłaś mi przeżyć 3 godziny i 25 minut snu głębokiego, obudziłam się w nocy tylko dwa razy, żeby przekręcić (tfu!) przewrócić się na bok.
Grzesiek Kapla na swoim Facebooku prowadzi codziennie relację pod hasłem "Trzy pozytywy na dziś". Na żywo trudno mi go znieść, co jest dziwne, bo i ja jestem wielkim wrogiem grzebieni. Ale od czasu do czasu napisze bardzo ładne zdanie. Wzorem Kapli gromadzę dobre rzeczy i nanizuję majowe koraliki - również dzięki dopingowi, który od Was dostałam, Drogie Panie. No to jadę.

1. Kriokomora dziś była wyjątkowo wymrożona. Skórę miałam czerwoną jak piwonia, co odczytałam jako dobry znak: żyję.
2. Kiedy wysiadałam z autobusu przy Instytucie, ktoś złapał mnie za rękaw. "Pani jak zawsze czyta" - powiedział damski głos. A to Doktor Kasia. Dziwne: lekarz jedzie autobusem. To już moje drugie zdziwienie instytutowe pod kątem komunikacji miejskiej.
Doktor Kasia zerka: "o, Filipowicz, nie czytałam niestety. Ale słyszałam dużo. Podoba się pani to pisanie". Odpowiadam jak debil, niestety zgodnie z prawdą: "podoba mi się, że nic się tu nie dzieje, ale trochę męczą mnie opowiadania o rybach". Pani doktor się śmieje i mówi: "jak pani się czuje po wstrząsie? Bólu w klatce nie było?" Jak by jej tu... Zagryzłam wargę, ale pani doktor czujnie mi się przygląda. "Aha. Czyli był. Pobierze pani jeszcze ten Encorton, trochę panią ochroni. Doktor Michał mówił, że jest gotów panią zamknąć na oddziale". "Ale ja nie mam w sobie takiej gotowości i potrzeby" - zareagowałam trochę zbyt energicznie na wysokości sklepiku ze skarpetkami. "Jest pani pewna? Tu będzie pani bezpieczniejsza". "Ale spać będę mniej komfortowo. Poza tym w szpitalu nie można się upić" - puszczam do niej oko. Pani doktor na wysokości schodów na oddział uśmiecha się: "gdybym pani nie znała, pomyślałabym, ze pani naprawdę drinkuje. Skarciłabym, ale w środku bym rozumiała."
Mam się już z nią żegnać, kiedy mój język bez udziału mózgu odpala:
- Dlaczego została pani lekarzem?
Doktor Kasia śmieje się trochę nerwowo.
- To pewnie podchwytliwe pytanie, bo pani tylko takie zadaje.
- Ani trochę!
- Bo od dziecka nie wyobrażałam sobie innego zawodu.
Nie podzieliłam się z panią doktor refleksją, że jako dziecko chciałam zostać strażakiem, policjantem, a potem śmieciarzem. Okazało się, że mój zawód wyuczony łączy doskonale te trzy profesje.

3. Na oddziale rejwach i zamieszanie. Edyta biega w poszukiwaniu trojga studentów fizjoterapii. Nigdzie ich nie ma. Uro Furaginum Max na mnie działa, więc lezę do toalety. Słyszę jakieś podejrzane głosy. Zaglądam. A tam dwóch studentów fizjoterapii (jeden specjalizuje się w traumatologii, drugi jest od reumatyków) nad sedesem - kabina otwarta, scena jak z filmu. Jeden rzyga, drugi trzyma go za głowę. Podnoszę go góry brew.
- Uuu, widzę, że sesja za pasem.
- Może nas pani nie wsypać?
- Nie wsypię, powiem Edycie, że widziano was w podziemiach.
Ten nurkujący nad deską klozetową w geście wdzięczności puszcza właśnie pawia.
- Dzięki - mówi ten, co podtrzymuje głowę kumpla i rozczula mnie tym gestem. Jest od traumatologii. Zanim zadaję sobie pytanie, czy to symptomatyczne, z drugiej  kabiny słyszę głos podenerwowany. Ktoś zleca przez telefon druk ulotek o zaginięciu kota. A to studentka od terapii ręki. Ma podpuchnięte oczy i stoi na oknie - tak łatwiej łapie zasięg. Kładzie na ustach palec. Uśmiecham się, bo na szczęście świat jeszcze ciągle działa, skoro ze studentami są takie przeboje.
Wychodzę, za zakrętem wpadam na Edytę.
- Kochana, studenciaków nie widziałaś?
- Widziałam! Na minus jeden jakiegoś paralityka instruują.
Edyta przewraca oczami:
- Czeka na nich na geriatrii pan po udarze i jedna pani, co wczoraj migotała. No powiedz, kochana, jakie to podejście do życia mają ci młodzi teraz?
Myślę sobie, że jak najwłaściwsze. Po prostu żyją swoim.

4. W przerwach pomiędzy zabiegami, żeby nie snuć się bez sensu i nie zapieprzać po schodach, nie ustaję w wyszukiwaniu wolnych sal, w których mogłabym poćwiczyć, bo jak posiedzę pięć minut, wszystko się we mnie wścieka, a najbardziej barki. Biorę na litość panią z gabinetu od terapii ręki, miauczę, że bolą mnie nadgarstki (to akurat półprawda - pobolewa mnie tylko jeden). Pani patrzy na mój podkoszulek z Ciasteczkowym Potworem, zestawia to z kartą, na której mój pesel zaczyna się od 85 i widocznie z litości udostępnia zestaw do ćwiczeń dla udarowców oraz wskazuje chomąto do ćwiczeń barków w odciążeniu. Po południu pogłaśnia radio i podśpiewuje piosenkę Richarda Marksa z Radia Złote Przeboje: "Wherever you go, whatever you do". W drugim refrenie dołączam do niej piena voce, wprawiając w konsternację ćwiczących przy stole. (Natalia powiedziała, że skoro nie mam już nic do stracenia, mam robić szalone rzeczy. Zaczynam z poziomu minus jeden). Zaraz po zmianie tonacji w trzecim refrenie zgarnia mnie za wszarz rehabilitantka z naprzeciwka, odgrażając się, że jak się nie zamknę, to przywiąże mi do operowanej nogi siedem kilo.

5. Na oddział wraca z urlopu Pani Kasia z dredami - wita się ze mną serdecznie, ja próbuję zawisnąć jej na szyi, ale prawy bark nie działa; jest tak samo naturalnie ekscentryczna, przytula mnie mocno, ale zaznacza: "wyglądasz, kochana, jak gówno. Rzut po operacji, czy ktoś ci serce złamał?" Zdębiałam. Pani Kasia patrzy na mój przedziałek i mówi: "aha, czyli obie opcje. Przyjdź w przerwie do nas do sali i powiedz tym biednym studenciakom, który mięsień którędy na udzie przebiega, bo nie mogą zapamiętać. Poza tym mają wiecznie kaca".

6. O ile wilgotny maj nie pomaga reumatykom, o tyle ogród Instytutu bardzo się z tej aury cieszy. Wszystko kwitnie jak oszalałe, trawy sięgają kolan. Między zabiegami łażę ścieżkami, omijając chynchy w obawie przed kleszczami. Na polance naprzeciwko Madalińskiego kosy miały dzisiaj posiedzenie. Dosłownie się przekrzykiwały. Mają takie piękne upierzenie. A nad ranem na drzewie przy moim bloku nawołują się coraz głośniej. Wydają dziwny dźwięk: opadający, który brzmi jakby bomba spadała. Nie wiedziałam, że kosy tak brzmią w okresie lęgowym, więc wyimaginowanego ptaka nazwałam "Hiroshima". Zaśmiałam się ze swojej językowej nieudolności.

7. Po południu zasnęłam na godzinę, a że Diclo Duo działało, pognałam całe półtora kilometra do paczkomatu po odbiór książki "Jestem, jestem, jestem". To historia życia kobiety, która siedemnaście razy otarła się o śmierć. I teraz kocha każdy oddech. Po drodze widziałam to:

8. Na Malczewskiego jakiś pan sprzedawał lewkonie. Zupełnie zapomniałam, że istnieją kwiaty, które wyglądają jak czarodziejskie różdżki.

9. Na zabiegu z terapii polem magnetycznym czytałam opowiadanie Filipowicza o kocie Murderze. Kot Murder - cudne. Chirurg Tamten u Choromańskiego- genialne; gdzie ci prozaicy, których nam w polskiej literaturze tak bardzo dziś brak? A jak czytałam o kocich obyczajach, przypomniało mi się, że osiem lat temu sama pisałam opowiadanie "Kot i dziewczyna". Bohaterem mieli być chirurg i studentka ASP Maja, ale niespodziewanie do fabuły wkręcił się kot Misza i zajął pierwsze miejsce. Zarzuciłam to pisanie, bo uznałam, że i tak nikogo to nie zainteresuje. Dziś postanowiłam w czeluściach starej poczty odgrzebać moje grafomańskie wybryki sprzed dekady.

10. Na podwieczorek zjadłam jabłuszko w cieście od pani spod kładki na Saskiej. Jeśli smak tych jabłuszek jest niezmienny od marca, to znaczy, że świat w ciągu ostatnich tygodni nie popsuł się tak bardzo, jak mi się zdawało.

11. Boli mnie głowa. Co za radość! Wreszcie jakaś odmiana - prawa stopa, bark i kręgosłup piersiowy już mnie znużyły. Jeśli boli mnie głowa, to znaczy, że worek oponowy się napina. Znaczy: żyję. Vide punkt pierwszy.

4 komentarze:

  1. Widzisz więcej i czujesz bardziej!
    Miłego dnia Kasiu:)
    A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Każdy kos ma swoją własną piosenkę :) Te koło mojego domu śpiewają inaczej, niż te w drodze do pracy. Kiedyś, jeszcze w lutym, gdy było zimno, pytałam taty dlaczego wszystkie ptaki tak drą się nad ranem? Powiedział, że one "gaworzą", bo dają światu znać, że dożyły kolejnego dnia. I cieszą się. :-)

    Pozdrowienia czwartkowe,
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne to! Gaworzyć, szukać słów. Jaki to ujmujący obrazek. Tata wiedział, co mówi. Dobrze, że masz takie piękne wspomnienia.
      Dzisiaj w ogrodzie Instytutu kosy narobiły takiego jazgotu, że pobudziły dzieci w wózkach - bo mokotowianki przyjeżdżają tam na spacery - wykorzystują dziurę w ogrodzeniu :)
      Dziękuję, dziękuję, że czytasz!

      Usuń