czwartek, 21 listopada 2019

Urzędowe piruety

Postanowiłam wyrobić sobie paszport, bo mój dokument stracił już ważność dawno temu, a nigdy nie wiadomo, kiedy trzeba będzie z kraju uciekać.
Zrobiłam sobie w tym celu zdjęcie i byłam przerażona swoim własnym widokiem: z wielkimi oczami, trochę przestraszoną miną i ustami małymi jak najmłodsze i najbledsze maliny z niedostępem do światła w malinowym chruśniaku, pominięte nawet przez Leśmianowskich kochanków.
Przyjeżdżam do urzędu na Grochowską. Każdy urząd nieskończenie mnie stresuje i nawet jak w myślach się uspokoję i pocieszę, podświadomość zawsze stres mi na wierzch wyrzuci.

No bo na przykład taka makieta paszportowa zawiera kiczowatą owijkę z napisem "Bóg Honor Ojczyzna" i jak to się ma do mojej wolności osobistej i komu ja mam powiedzieć, że z tej triady to ja tylko poproszę Honor, a i w druku być jak dla mnie nie musi? No jak? Gdzie się składa takie podanie, wniosek, w której kasie uiszcza się opłatę za to, żeby tego nie było i się tym nie stresować?

Atoli bieżę do pani do okienka, mam już uiszczoną opłatę, po czym z uśmiechem najpilniejszej w klasie uczennicy, z charmem statusu panieńskiego, z tego stresu okolicznościowego mówię z uśmiechem do pani:
- Składam wniosek o rozwód.

Z ojczyzną, psiakrew.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz