poniedziałek, 28 listopada 2016

Telefon


Siedzę i biedzę się nad analizą rynku kinowego w Polsce. Raz na jakiś czas nachodzi mnie fala nudności - wynikających z miałkości wykonywanej pracy i konsekwentnie zalewających mnie uderzeń nawracającego bólu, który tym razem umiejscowił się w łopatkach. I w klatce piersiowej. Już nie wiem, jak siedzieć. Od rana przez dwie godziny klęczałam przed komputerem.

Kiedy już sama nie wiem, za co się zabrać, żeby jakoś popchnąć robotę, która nie ubywa, a się piętrzy, słyszę brzęczenie telefonu. Prowizorycznie nie patrzę, pewna, że to albo Mama z awanturą, że jeszcze nie przedłużyłam prenumeraty cyfrowej Gazety Wyborczej, albo ciocia z Urysnowa z kolejnym zleceniem na książki, albo kolejna piarówka z dodatkową robotą dla mnie. Po trzecim dzwonku patrzę. J. J. dzwoni. Zastygłam. Nie oddycham.

Odbieram. Zapomniałam zapanować nad głosem. Posypać go brokatem radości i bezbolesnego tonu. odbieram taka, jaka dziś jestem: bez splotu słonecznego, pozbawiona kośćca. Bezbronna.

- To ja.
- Dzień dobry, J. Dobrze Cię słyszeć.
- Jak się czujesz?
Tlenu. Tlenu. Trochę za głośno, nadludzkim wysiłkiem wciągam powietrze.
- Bez względu na to, co Ci odpowiem, okłamię Cię. Nie mam dostępu do dobrego słownika dziś.
- Jeśli czujesz się tak, jak brzmisz, to chyba nie jest dobrze.
- Taki los.

Chrząka.
- Chciałem ci podziękować za książkę. Jest genialna. Boże, co ona ze mną zrobiła. Jak ty wiesz, co mi podsunąć. Przenicowała mnie, wciągnąłem ją w jedną noc. Świetna, bardzo, bardzo ci dziękuję.
- Wiedziałam, że się na niej poznasz. Coś mi tak mówiło, że odczytasz ją na jeszcze innej płaszczyźnie niż ja. Cieszę się, że sprawiłam ci tą książką przyjemność.
- Że też kobiety czytają takie książki.
- Płeć nie ma tu nic do tego. To książka o bezsensie istnienia.
- No tak, musiałaś mnie rozsmarować.
- Jak się czuje Twoja córka? Zdrowa?
- Pół na pół. Jakoś daje radę.
- To pozdrów ją ode mnie.
- Będę już uciekał. Jeszcze raz dziękuję.
- I ja Ci dziękuję. Za... za telefon.

I tak siedzę jeszcze. Mam wrażenie, że ktoś od góry polał mnie gorącym złotem. Cóż za splendor. Kiedy zastyga, zamienia mnie w milczący, nieruchomy posąg. Który lśni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz