środa, 19 września 2018

Sen

- Pani mi się śniła.
- Kiedy?!
- Dwie doby po wizycie.
- Cię się panu śniło?
- Że operowałem Pani biodro.
- To musiał być koszmar.
- Przeciwnie. To był dobry sen. Najpierw śniła mi się pani w sali operacyjnej. Słyszałem tylko pani głos w polu operacyjnym. Bo pacjent pola nie widzi. Zasłonięty jest specjalną przesłoną. To się nazywa "zaszmacie" fachowo.
- Obrzydliwie fachowy derywat.
- I pani się tak rozgadala, że pokazałem asyście gest dekapitacji.
- Czyli powalić pacjenta.
- Tak, bo pani tak ciekawie opowiadała, że nie mogłem się skoncentrować na przecięciu powięzi.
- I co? Przeżyłam?
- Oczywiście. Potem o kulach pani przyszła po wypis i była wściekła, że tyle musi czekać.
- Ja się nigdy nie dopominam o wypis. I nie wściekam na lekarzy. Chyba że mnie zmuszą.
- A potem pani płakała.
- Czyli jednak się nie udało.
- Nic z tego.
- Wie pan, nieudana operacja to przynajmniej połowa udanej sekcji.
- Nie, śniło mi się, że pani płakała z radości, że już nie boli.
Milczę, bo mam ściśnięte gardło.
- Pan wie, że w snach jest większość na odwrót?
- Nie wiem. Wiem tylko, że ja też płakałem z radości, jak się obudziłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz