poniedziałek, 1 października 2018

Jak nie staw, to serce

- Pani Katarzyno, sprawy się komplikują.
- Nie, proszę mi nie mówić, że minister zdrowia wie o moim uczestnictwie we wszystkich możliwych demonstracjach antyrządowych. I za endoprotezę będę musiała zapłacić sama.
- Niestety, to nie o ministra zdrowia chodzi.
- A, producent endoprotez jest w konflikcie z Trumpem i zbankrutował. Nie będzie dla mnie endoprotezy, tak?
- Tu też nie o biznes chodzi.
- To co? Anestezjolog zastrajkował? Boi się o zastawkę?
- O anestezjologa też nie idzie.
- To ja już nie wiem. Na czym te komplikacje mają polegać?
- Nie wiem, czy będę w stanie przeciąć pani skórę.

Myślę sobie: no nieźle. To się nazywają problemy pierwszego świata ortopedów. Trochę ze złością, trochę z ironią mówię mu:

- O, proszę pana, zdaje się, że podstawy wiedzy panu umknęły w wyniku przygotowań do egzaminu z ortopedii dziecięcej. Pan nie tylko ma za zadanie przeciąć skórę, ale mięśnie, powięzi, a potem kość. Powiedziałabym nawet, że jej część amputować. Odciąć piłą mechaniczną. Potem między innymi użyć frezarki w panewce. A pan dochodzi do wniosku, że przecięcie skóry to dla pana problem? To może Pan jednak powinien zająć się florystyką? - strzykam na niego jadem wynikłym z dezorientacji.

Słyszę jego śmieszne sapanie po drugiej stronie. Próbuje coś powiedzić, ma trzy podejścia. Za czwartym razem, głosem dziecka, które się tłumaczy, mówi:
- To jest nieetyczne. Dlatego.

Słabną mi kolana:
- Ratowanie zdrowia pacjenta jest dla pana nieetyczne? A co to ja jestem: Hannibal Lecter?! Przecież to pan mnie na tę operację gorąco namawiał!
- I będę to robił nadal.
- To ja już nic nie rozumiem.
- Myślę, że wszystko pani rozumie. Nie wiem, czy to panią uspokoi, ale mnie też trudno przyjąć to, że zakochałem się w pani jak wariat.

1 komentarz: