niedziela, 28 kwietnia 2019

Odchodząc, zabierz mnie

"Wywlekanie boli. Do obejścia na wiele oswojonych sposobów. Zanurzanie się we własne wnętrze.
Przedstawianie głębi tego wnętrza.
Zarzucanie detalami; zarzucanie sieci.
Uważne obserwowanie bliskiego otoczenia.
Rejestrowanie codzienności.
Zdradzanie namysłu nad miejscami, przemijaniem rzeczy, kruchością form. Dzielenie się przemyśleniami.
Referowanie lektur.
Cytowanie fragmentów.
Spiskowanie z czytelnikiem.
Korumpowanie intymnością."
Wit Szostak, „Poniewczasie”






Zanim w ogóle przekroczyłam próg gabinetu Bogny, zaczęłam płakać.
Znowu próbowałam być zbyt dzielna i za długo.
Kiedy tylko poczułam miodowy zapach tuniki Bogny, rozpadłam się na części.
A tak długo wytrzymywałam. Wkręcałam sobie, że dam radę, że poradzę sobie, w końcu tyle już wiem, tyle mi Bogna mówiła, umiem to wszystko zracjonalizować, te bunty na cudze zachowanie, na anektowanie mnie, złość na Niedźwiedzia tłumioną współczuciem. Przecież to wszystko znam. Wiem. Podobno już się nauczyłam żyć z tym, że cała jestem z tęsknoty.
"Małej Kasi trudno to przyjąć ciągle. Wiem, pani Kasiu, że to boli bardzo. I wcale nie przestaje" - mówi do mnie Bogna miękko, jak do chorej pięcioletniej dziewczynki.

Płaczę długo. Jakieś czterdzieści pięć minut. Jakby ktoś otworzył we mnie tamę. Pytam, czy zwariowałam. Bogna w tym czasie tłumaczy, jaki stres mam za sobą, jak działają układ nerwowy: sympatyczny i parasympatyczny. Potem przeciąga palcem na wysokości szyi i mówi: "to jest granica chaosu". Dlatego odcięłam głowę od reszty ciała - żeby przetrwać. Dzięki temu, że między moją głową a ciałem standardem jest brak połączenia, ciągle jestem.

I że jestem zła, bo jestem ciągle zmęczona. Im dłużej jestem na zwolnieniu lekarskim, tym bardziej zmęczona jestem. Że jak to jest możliwe? I że rzut poczyna sobie ze mną coraz bardziej odważnie. Że już mi się ochota na życie końćzy, chociaż mam śliczne nowe biodro. Ale że mam wyrzuty sumienia, że tak dobrze mi poszło po operacji, że sobie ze wszystkim sama poradziłam. I że inni mnie nie oszczędzają, dzwonią do mnie, wciskają swoją wizję świata i traktują mnie jak wiadro na wymiociny. Że muszę znosić te cudze życiowe dramaty, jak nadmiar nieruchomości, których nie ma czasu się rozliczać, wyimaginowane problemy, jak ten, że nogi w ciąży puchną, albo namawianie do aktywności, któ©e są dla mnie li i jedynie stratą czasu, jak lansowanie się w Hali Koszyki, kiedy pełna snobów z Marynarskiej. Że już nie mogę dłużej tego słuchać, ale nie chcę nikogo urazić, bo przecież mi pomagali. Więc muszę teraz długi spłacać. i że może lepiej by było, żebym jednak Niedźwiedziowi się na stole wykrwawiła, to bym nie miała wyrzutów sumienia, że w większości poradziłam sobie sama.

- Co pani czyta, pani Kasiu?
- Wspomnienia Adiny Blady-Szwajgier, która była lekarką w getcie, "Medaliony" sobie przypominam, zanim partia je w całości ocenzuruje, książkę lekarki paliatywnej o tym, że wcale nie asystuje przy odchodzeniu, tylko narodzinach śmierci. Bo wie pani, śmierć jest taka bezpieczna i dobra. I po śmierci już nic nie boli.
- Ma pani syndrom ocaleńca po Holokauście, wie pani o tym?
- Ma pani na myśli epigenetykę?
- Mam na myśli to, że nadal nie uznaje pani cierpienia, które stało się pani udziałem. Uważa pani, że inni bardziej cierpią. Wysyła pani komunikat, że nic pani nie jest. Więc inni z rozkoszą traktują panią jak kubeł na wymiociny. Skoro pokazuje pani otoczeniu, że pani cierpienie to nic, że nic pani nie jest, stwarza pani przestrzeń na cudze cierpienie. A ego zawsze wygra i chętnie zajmie przyznane mu miejsce.

Aha. No tak. Mimo pięcioletniej terapii wróciłam do punktu wyjścia. Niczego się nie nauczyłam. Nie umiem powiedzieć "wypchajcie się", kiedy jestem zmęczona i obolała. Będę słuchać do oporu cudzych wynurzeń i pozornych traum. Moje potrzeby zepchnę, zamknę na nie oczy. Bo w końcu nic mi nie jest. Co to takiego: mam tylko nieuleczalną chorobę, która właśnie wyżarła mi połowę kręgosłupa i biodro do tego stopnia, że trzeba mi było założyć protezę. To wszakże nic. Jak to się ma do cierpienia młodej ciężarnej kobiety, która jest zagrożona cukrzycą ciążową? No, powinnam zatem przestać histeryzować.

Mówię, że ten ból, że wózek, że kule, przecięte rotatory - to wszystko nic. Że nie boję się bólu ciała. Tylko dlaczego Niedźwiedź sobie nagle poszedł? Zniknął. Nawet na pięcie się nie obrócił. Żeby jeszcze była awantura. Żebym mogła się obronić, że coś złego zrobiłam. Żebym miała szansę chociaż go zapytać: dlaczego? Żebym spojrzała mu w oczy, czy to dlatego, że jestem chora. Czy dlatego, że nie spełniłam jego oczekiwań. A może w ogóle się rozmyślił? A może ktoś inny się pojawił? Co jest trudniejsze: usłyszeć "nie chcę cię, bo jesteś chora i nie dam rady się tobą zajmować", czy "nie chcę cię już, bo mam inną"?
- Skąd pani wie, co myśli Niedźwiedź?
- Czuję, co on myśli.
- Nie, pani Kasiu, wydaje się pani, że pani wie i że pani czuje to, co on.

Trzymam się tego ostatniego zdania. Że to ciągle halucynacja. Że nie mogę tego wiedzieć. Że to takie bezpieczne: nie wiedzieć. Rozłożyć ręce.
- Co by mu pani powiedziała?
Zaciskam pięści na udach, spinam łydki, trochę chcę uciekać, a trochę go kopnąć. Mam ściśnięte gardło, a przez to wysoki głos. Włosy mnie bolą od bezradności.
- Że zrobił mi krzywdę. Że to niesprawiedliwe. Że jak śmiał prosić mnie, żebym pozwoliła mu być choć promilem życia, a potem nagle się rozmyślił? Że jedyne, co mnie chroni przed zrobieniem mu awantury na oddziale, to fakt, że dał mi nowe życie. Że jest nieodpowiedzialnym małym chłopcem w zasranych spodenkach. I do tego jeszcze narcystycznym, bo tylko jemu na świecie jest źle. Że jego empatia jest pozorowana. Że jest zwykłym żałosnym tchórzem, bo nawet nie jest w stanie spojrzeć mi w oczy, nie chce nawet odebrać ode mnie telefonu. Że nie zasłużył na mnie, bo może i jestem chora, ale bywam taka fajna.

Przypomina mi się chłopak pod Instytutem Onkologii, kiedy szłam do Kamili, który powiedział: "wie pani, może i mam raka, ale wie pani, jaki jestem fajny?".
Więc znów zanoszę się rozpaczliwym szlochem małej dziewczynki, ledwo oddycham, próbuję jeszcze wykrztusić "dlaczego?"
Złote obwódki Bogny widzą moje cierpienie. Czeka. Wie, że każdy pacjent ma swój czas. Trwa. Towarzyszy mi. Nieugięty empatyczny świadek. Do wykonywania pewnych zawodów trzeba się urodzić.
Kiedy wysmarkuję sto czterdziestą chusteczkę, pyta łagodnie:
- Do kogo mogłaby pani jeszcze skierować takie same pytania?
Zamieram, żałośnie zasmarkana.

Tato, to znowu Ty. 
Przetworzyłam schemat.
Znów zafundowałeś mi ćwiczenia z tęsknoty. Ćwiczenia z nieobecności. Jak poradzić sobie ze świadomością, że się ma coś, co nie istnieje. Że istniejesz w moim życiu tylko jako fantom, cień topoli, niewyraźny sen, intrygujący zapach na cudzej marynarce, pognieciony prochowiec, znoszona skórzana teczka, bliski i daleki bohater literacki. Widok mężczyzny, który podtrzymuje ciało dziecka wspinającego się na zjeżdżalnię na placu zabaw. Zimny uchwyt filiżanki w kawiarni, gdzie sama wypijam czarną kawę.

Po wizycie u Bogny pojechałam na cały dzień do Mamy Asi na działkę. Siedziałam w cieniu na tarasie jak wyblakła szmatka. Na szczęście MamAsia niczego ode mnie nie chce, nie oczekuje, nie dopytuje, nie obarcza mnie niczym, nie wylewa na mnie swojego kubła, chociaż pełen.  Więc sobie tak siedzę i trwam, wpatrzona w przesuszoną trawę i fruwające kosy. Patrzę na magnolie gubiące płatki i opędzam się od ataku Szafira, bo piłkę trzeba przecież rzucać nieustannie.
A wieczorem MamAsia odwozi mnie na stację, ale każę się wysadzić przy cerkwi. Idę na węch ulicą Narutowicza. Podziwiam odnowione kamienice, nieudawaną mroczność tej części Łodzi.
Mijam groźnie nieoświetlone Collegium Anatomicum. Tu Niedźwiedź uczył się anatomii, tu kroił ludzkie ciało. Tylko dwa okna są rozświetlone, reszta tonie w ciemności. Tuż za budynkiem rozlewa się przede mną Plac Dąbrowskiego. Stanęłam naprzeciwko teatru i zapłakałam. Z prawej Sąd Okręgowy. Moje Fatum i moja Fortuna. Teatr Wielki, gdzie sztuki oblewały moje policzki różem emocji. Po lewej niedosiężne i wywołujące moje pożądanie Collegium Anatomicum. Czwarta ściana kwadratu otwarta - wychodzi na dworzec Łódź Fabryczna.
W tym czworoboku zamyka się mój los.
Właśnie znów się dopełnił.

- Pani Bogno, czasami wydaje mi się, że nie zniosę kolejnego wstania z łóżka rano. Przecież nie blokowałam niczego, przecież zrobiłam to, co każą holiści: otworzyłam serce. A on złamał mi serce. Czy już zawsze tak będzie? Czy zawsze będę już przetwarzać schemat?
Bogna, mistrzyni wszelkich technik, w tym koncepcji kognitywno-behawioralnej, mówi:
- Czy pomyślała pani o tym, że może wcale Niedźwiedź pani serca nie złamał, tylko je boleśnie ożywił?
Widzę dwie elektrody od defibrylatora, metalowe łyżki przykładane bezpośrednio do serca. Gwałtem ożywianego, chociaż już nie chce dalej bić. Igła z adrenaliną. I jeszcze sto dżuli.
- Może to są kolejne odsłony pani ojca, może to jednak nie Babcia, a Tata Niedźwiedzia wysłał? I wysłał siebie w takiej postaci, w jakiej był w stanie. Zastanawiające jest to, ile pani dostaje w życiu od mężczyzn, a jeszcze bardziej zastanawiające jest to, że pani to w ogóle przyjmuje. Ile pani umie wziąć. Nie potrafię tego wytłumaczyć.
- Pani Bogno, a jak ja już nigdy więcej nikomu nie zaufam? Nigdy? Po tym, co się stało? Jak się z tego wyleczyć? Jak sobie przestawić ten kod genetyczny?
- Jakkolwiek pani niemożliwe się to teraz wydaje, istnieje tylko jeden sposób na to, żeby los odwrócić. Próbować dalej.

A więc, Niedźwiedziu, byłeś moim Tatą.


rozpacz to rodzaj pewności
że przyszłość będzie w znacznej mierze
podobna
do teraźniejszości albo jeszcze gorsza:
rozpacz oznacza pewność wspomnień
z przyszłości
czytam to tak: masz rytm i wolną wolę
zaimponuj sobie


Usłyszcie, ile piękna jest w smutku:


1 komentarz:

  1. Kasiu, brak mi słów na Twój smutek. Chciałabym choć część go zabrać z zneutralizować jak saperzy ładunki na poligonie. I razem z nim Twój ból. Kasiu, znów jak mantrę powtórzę- jeszcze jeden dzień! A potem kolejny i kolejny... I w końcu zaświeci słońce, musi zaświecić!
    Trzymaj się ciepło fajna kobieto! I dzielna jak mało kto...
    Ściskam czule, na przekór deszczom i duszy Twej utrapieniu...

    OdpowiedzUsuń