Drugi dzień terapia kranio-sakralna robi, co jej się podoba z moim kręgosłupem. Dziś rozrywa mi przejście z piersiowego na szyjny. Po rehabilitacji pojechałam na Plac Szembeka, bo zatęskniłam za Babcią. Ona tak kochała przygotowania do świąt. Tak lubiła przechadzać się między stoiskami, ze znawstwem oceniała jakość mięsa, wiedziała, które owoce najlepsze. W kwietniowym słońcu, pierwszym bodaj w tym roku niepodrabianym, tak się chciałam tą wiosną ucieszyć. Tym bogactwem, gałązkami bazi, barwinkiem, jajkami kolorowymi, tłokiem, zderzeniami wózków na zakupy. Tak chciałam. Babuniu, tak chciałam Cię dogonić.
Nic z tego. Nie wytrwałam dłużej niż pół godziny. Musiałam wracać. Przez okno autobusu podziwiałam zieleń listków, eksplozję głogu, fluorescencyjną mgiełkę rodzącej się zieleni. Bo nie miałam siły iść.
Jednym z wielu walorów chorowania jest odkrywanie rzeczy, o których wygenerowanie nie podejrzewalibyśmy ludzkości. Albo odkrywanie talentów. Taka Hania Rani. Skąd Ty jesteś, Cudna Dziewczyno? Więc jeśli wizja z terapii kranio-sakralnej mi się sprawdzi, to niech to będzie ostatnie, co usłyszę:
Wesolych swiat Kasiu! Duzo milosci I dobrych ludzi w zyciu.
OdpowiedzUsuńAnia
Aniu! Kochana Aniu, czytasz! Dziękuję :)
UsuńI dla Ciebie - zdrowia, łaskawości od życia i tego, żeby prawdziwa wiosna była w nas zawsze.