poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Nibywiosna

"Wiem teraz, że to, co nazywałem miłością do rodziców, było jedynie pragnieniem, żeby być przez nich kochanym".
Alice Miller "Bunt ciała"

Aha. Czyli nie chciałeś powiedzieć, że to mnie kochasz, tylko że chcesz być kochany. Na przykład przeze mnie. Skoro już Cię zauważyłam, to ma to trwać. A najlepiej żebym kochała Cię z daleka, tak jak Cię mama kocha. Bo jak jestem za blisko, rozpadniesz się z żalu nad swoim nienakarmionym dzieciństwem na milion kawałków.



Czytam naraz kilka książek, ale coraz więcej jest tych psychologicznych, o schematach i niezaspokojonym głodzie dzieciństwa. Zastanawiające, jak bardzo jestem statystyczna. Zatrważające, jak wiele podobnych historii toczy się na świecie. Ile rozpadło się przez to związków, ile depresji jest w trakcie leczenia, ile depresji jest wypartych, ile nałogów spowodowanych, ile przez to w ludziach smutku, niezgody, potrzeby ucieczki i zamykania oczu na samych siebie. Autoimmunologii nade wszystko. I tak, oczywiście, że jestem w stanie na poziomie racjonalnym wszystko wytłumaczyć. Że Niedźwiedź jest w depresji, dlatego ucieka ode mnie. Że jego potrzeba niezdrowego jedzenia jest potrzebą zaspokojenia wewnętrznego głodu, którego już nikt i nic nie zaspokoi, dopóki on sam przed sobą nie przyzna się do tego, że jako dziecko czuł się porzucony i samotny, bo taki właśnie był. Mama z całą mocą skupiła się na tym, żeby dzieciom zapewnić jak najlepszą edukację, jak najlepszy byt, żeby nie czuły się gorsze, bo nie mają taty. Więc pracowała za troje albo i czworo rodziców. Nie wiem o jego mamie dużo, bo mało o niej przy mnie mówił. Wiem tylko, jak rozległą ranę wytworzyła w nim strata ojca. Ja mojej nieustannie dotykam. Naciskam ją, bada, sunę po niej palcem jak pan Sławek masażysta. Próbuję zmusić tkankę bliznowatą do niemożliwego: do ruchu. Jedyne, co mi się udaje, to bliznę zmiękczyć. Im bardziej blizna pozostawiona jest samej sobie, tym bardziej twardnieje, przez co powoduje napięcia tkanek okalających. Ściąga skórę, blokuje ruch. No pewnie, że tego nie lubię. Nic w tym przyjemnego. Rano cała jestem zasmarowana oliwką w żelu, a wieczorem pachnę jak świeży burger wysmarowana Cepanem. Ale blizny dotykam, nie odwracam się od niej. Tym bardziej, że pięknie ją Niedźwiedź zrobił. Jakby nie chirurg szył, a koronczarka.



I tak, wdzięczna Ci jestem, Niedźwiedziu, za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Zabrałeś ból, który kasował moją osobowość. Wyciszał potrzeby, naświetlając tylko atawistyczną potrzebę przetrwania. Ty to zabrałeś, naprawiłeś moje biodro, jakiś trybik mojego życia naprawiłeś. Ale bóle kręgosłupa piersiowego w czasie rzutu mówią o rozczarowaniu. O poczuciu bycia zdradzonym. W najwredniejszych przyczepach przy mostku gromadzi się smutek, który nie pozwala mi spokojnie oddychać.
A Ty? Nie widzisz tego, że Twoje problemy trawienne to nic innego jak odrzucenie, bezradność, strach i bezsilność? Można to wszystko u Lowena znaleźć. Gardzisz Lowenem, gardzisz holistami, bo każą w siebie wejrzeć. Gdybyś wiedział, jak wiele zwrotu dostajemy w zamian za inwestycję w odwagę bycia sobie wiernym. Przyjrzenia się sobie.



Chociaż może i ja nie mam racji? Co mam z tego, że ciągle w sobie grzebię? Nie rozwiązało to dotąd żadnego z wiszących nade mną problemów. Nie zmieniłam pracy, w której czuję się jak zaprzęgnięty w dyby pigmej, nie jestem w stanie samodzielnie wygrzebać się z rzutu choroby, nie odnalazłam Taty.
Tylko że nie umiem tak jak Ty: zupełnie się od siebie odwrócić. Zapaść na wiosnę w sen zimowy.

Rozpaczliwie próbuję się czymś ucieszyć. Tak głęboko, mocno. Przegrywam z otulającym obłokiem smutku, który włazi na mnie, wpycha mi się do głowy, do płuc. Chcę już przejść żałobę po Niedźwiedziu i nie jestem w stanie jednocześnie. Gdyby stało się cokolwiek, gdyby napisał: "zniknij z mojego życia, zostaw mnie już na zawsze, nie chcę cię, żartowałem, kłamałem, że cię kocham. Kłamałem, że czekałem na ciebie całe życie. Takich jak ty mam na co dzień na pęczki, a do tego zdrowych. Nie muszę znosić wtedy mojej bezsilności wobec twojego bólu." Albo gdyby powiedział: "znudziłaś mi się. Nie ma w tobie niczego nadzwyczajnego. Potrzebuję kobiety intrygującej, inteligentnej, zaskakującej, a przede wszystkim zdrowej. Poza tym ma ode mnie niczego nie wymagać. I najlepiej żeby była lekarzem, który wyznaje bezgraniczną wiarę w szkiełko i oko. A nie tam meridiany i czakry. Albo mobilizację powięziową. Albo ten twój holizm zasrany."
Przypomniało mi się, co powiedziała pani doktor na wykładzie z Totalnej Biologii. Że jeśli nie jesteśmy w stanie usłyszeć historii rodziców dziecka autoimmunologicznego, należy mu chociaż spróbować taką opowiedzieć. Jeśli będzie niezgodna z rzeczywistością, mózg dziecka ją odrzuci. A w zasadzie cała skomplikowana immunologiczna maszyneria naszego ciała to zrobi. Czy to dlatego, kiedy napisałam powyższe słowa, włożone do ust Niedźwiedzia, cała się przeciw nim buntuję? On przecież taki nie jest. To nie on. To dobry człowiek, otwarty i świadomy.
Kiedy mi pisze: "nie mam na nic siły i ochoty", wierzę mu. Ale nie jestem w stanie się na niego zdenerwować. Bo sama kiedyś byłam w takim stanie. Ale mimo że nie miałam na nic siły, na autopilocie szukałam pomocy. "Tak, ale pani to pani, a Niedźwiedź to Niedźwiedź. Nie możemy wiedzieć, co on czuje, dopóki sam tego nie nazwie" - powiedziałaby Bogna.
U Lowena wyczytałam, że depresja to coś na kształt zawieszenia między życiem a śmiercią. Że depresja chroni nas przed zawałem, bo spowalnia, wycisza pęd, ochotę, wolę i zabiera siły. Żeby się nie zabić. Żeby się wolniej zabijać. Wyrok w zawieszeniu. Podłączenie do aparatury podtrzymującej życie. Oczekiwanie na śmierć pnia mózgu.




Mama Alicja zaprosiła mnie do siebie w pierwszy dzień świąt. Chodziłyśmy po Rogowie, słuchałyśmy ptaków i przyglądałyśmy się, jak wszystko kwitnie. Rześko jest jeszcze, wiosna nie chce się w pełni przebić. Przymrozki nie oszczędzają magnolii i głogu. W niektórych domach wciąż trzeba jeszcze palić w piecach, bo nad ranem grabieją ręce.
Sznurek każe się myziać po skołtunionych włoskach. Dosia dokazuje po szafkach, bawi się wstążką i piórkiem. Babka z wiśniami smakuje jak dawny odblask wypieków Babci. Ptaki przynoszą do gniazd pożywienie dla piskląt. Arboretum otworzy się dopiero 1 maja, ale wokół ogrody śpiewają na cześć życia. Dlaczego tych wiosennych chórzystów słyszę jak przez szklany klosz?

odłamałam gałąź miłości
umarłą pochowałam w ziemi
i spójrz
mój ogród rozkwitł

nie można zabić miłości

jeśli ją w ziemi pogrzebiesz
odrasta
jeśli w powietrze rzucisz
liścieje skrzydłami
jeśli w wodę
skrzelą błyska
jeśli w noc
świeci

więc ją pogrzebać chciałam w moim sercu
ale serce miłości mojej było domem
moje serce otwarło swoje drzwi sercowe
i rozdzwoniło śpiewem swoje sercowe ściany
moje serce tańczyło na wierzchołkach palców

więc pogrzebałam moją miłość w głowie
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt

chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz