poniedziałek, 30 grudnia 2019

Prywatny dramat

Trzecia noc, w trakcie której prawie nie zmrużyłam oka.
Gdyby nie to, że Kamila i Maciek zabrali mnie wczoraj siłą na pizzę, mój żołądek od trzech dni byłby pełen tylko kawy.
No przecież wiem, że tylko ja mogę zatrzymać to kółko, w którym od lat kręcę się jak chomik.
A jednak za każdym razem jak biorę do ręki telefon, zaczyna mnie parzyć. Ręka mi drży i nie mogę wybrać jego numeru. Paraliżuje mnie strach. Całe życie chciałam do niego zadzwonić i całe życie się tego bałam.
Bo co: bo mi powie, że mnie nie chce?
Przecież powiedział mi to już dawno.
A może jednak nie? Może to wściekłość mojej mamy na cały świat sprawiła, ze dla mojego i jej dobra się odsunął? Może ja z tego świata zupełnie niczego nie zrozumiałam? Może każdy znak, który dostaję, odczytuję opacznie?
Podobno jestem taka dzielna, a z jednym telefonem nie mogę się zebrać w sobie?

Sama mówię do siebie, że pierdolę jak potłuczona, że przecież tu nie ma o czym myśleć i czym się gryźć. Że robię to dla siebie, dla swojego zdrowia, dla swojej przszłości.
A potem przypomina mi się, jak każde odrzucenie odchorowuję i mój mózg wrzeszczy, że mam zrobić wszystko, żeby uniknąć ostatecznego ciosu. Że tym razem mogą nie pomóc przeciwciała monoklonalne, Bogna i asana wojownika. Że tym razem nawet Dani nie pomoże z terapią wisceralną. Że teraz się już nie podniosę.
No ale jak: do końca życia mam się już tak czołgać?
To może już lepiej, żeby położyło mnie i wprasowało w podłogę? I niech tak już leżę i zostanę?

Zapytałam wczoraj Maćka, jaka jest ta męska perspektywa. Że większości kobiet w głowach się nie mieści, żeby nie uczestniczyć w życiu swojego dziecka. J. też się nie mieściło. Czyli mężczyźnie.
No i pytam, czy gdyby on wiedział, że ma nieślubne dziecko, i to dziecko by się z nim skontaktowało po trzech dekadach istnienia, to czy on by to w ogóle wziął pod uwagę: tę tęsknotę, ten ból, to rozbicie na kawałki, poczucie bycia do świata przyklejoną na klej marki Uhu, który zarówno pod wpływem wilgoci, jak i suszy powoduje uporczywe odpadanie przedmiotu? Czy on w ogóle chciałby na mnie spojrzeć?
Maciek kręci stanowczo głową w restauracji na Górnośląskiej, którą uporczywie nazywam Dolnośląską i mówi z pewnością Boga:
- To twój prywatny dramat. Jemu nic do tego.

Czuję się, jakbym dostała w żołądek z pieści. Jakby ta pizza z pomidorkami koktajlowymi miała wyskoczyć mi za chwilę nosem i plasnąć o stół z litego drewna.
Tak boli prawda? Czy cudza prawda?

W tej sytuacji nie pomaga mi to, że do naszego stolika podchodzi kelnerka, która zagaduje do nas częściej niż zazwyczaj kelnerki zagadują, opowiada o tym, że jej facet okna przed świętami umył, że zmieniła go na lepszy, młodszy model i jest szczęśliwa, a czy deser podać, bo lody są, no są, takie waniliowe może podać, ale nie, o smaku kogel-mogel nie ma, ona w sumie też by zjadła, kiedyś były takie pyszne proste desery, właśnie ten ucierany kogel mogel, pamięta się ten smak do końca życia, a najlepszy ten kogel mogel robił jej tata. Kamila podrzuca, że ona jeszcze dorzucała do tego kogla mogla łyżeczkę kakao. Kelnerka podbija, ze najbardziej smakowało jedzone na kolanach u taty. 
Mam wrażenie, że za chwilę wypadną mi tu wszystkie włosy. Po kosmyku.

A tak w ogóle to przecież nie wiadomo, czy Jasiek to właśnie mój ojciec. Może to kolejne urojenie, które sobie funduję? Mogę się z nim po prostu spotkać, poznać go i z życzliwym zaciekawieniem wysłuchać, jak to było w zespole adwokackim onegdaj. Jakie to były czasy. I jak zapamiętał moją mamę. Potem grzecznie się pożegnam i pójdę między łódzkie kamienice z moim nieodłącznym poczuciem odklejenia, bo okaże się, że to jednak nie on.
Ale wizualizuję sobie, a jakże. Że idę, że umawia się ze mną, że chce się zobaczyć jednak, z ciekawości, nie wiadomo z czego. Nie wiem, czy mam rozpuścić włosy, czy związać, czy założyć sukienkę, czy spodnie. Z może w ogóle przyjść z deskorolką i lizakiem?
Zobaczę go i co? Każe mu od razu pokazać profil? Żeby sprawdzić, czy to mój nos? A może on na mnie spojrzy z przerażeniem, bo wyglądam jak mama trzy dekady temu? i od progu ucieknie? A może nie przeżyje tego spotkania, przy mnie będzie miał zawał, przyjedzie pogotowie w momencie, kiedy ja nie będę w stanie zrobić mu masażu serca?

Mama Zojki działa zdecydowanie szybciej ode mnie. Bardziej racjonalnie i chłodno. Natychmiast znalazła jego numer telefonu, ustaliła, że w 2014 r. zawiesił działalność i jest nieczynny zawodowo. Czyli w roku, w którym ze wzmożeniem zaczęłam go szukać. Kiedy spotkałam się z sędzią Jackiem.
Że to starszy człowiek, że ma głos jak dziadek, że raczej nie będzie mu się chciało wojować.
"Może być tak, że powie Ci, że on nie jest Twoim ojcem i że Ci nie pomoże, może być tak, że powie Ci, że nie chce Cię znać, może być tak, że powie, że całe życie czekał na ten telefon, może być tak, że powie, że to dla niego zamknięty temat. Na wszystkie opcje trzeba się przygotować, wyzerować oczekiwania-pozostawić tylko ciekawość i detektywistyczną chęć rozwiązania tej „zagadki” "- napisała Mama Zojki. Jakie ja mam mądre koleżanki. Jakie rozważne. A ja co? Czemu ja tak nie umiem?

Dzisiaj muszę wreszcie jego numer wybrać, bo głowa mi wybuchnie.
Jestem takim żałosnym tchórzem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz