poniedziałek, 30 grudnia 2019

Kłaniam się, do zobaczenia

Po kolejnej nieprzespanej nocy, delirycznych drgawkach, pozbawieniu skóry koloru jakiegokolwiek, roztrzęsiona jak osika, zadzwoniłam.
Telefon tak mi się trząsł w dłoni, że nie mogłam wybrać cyfr. Nagle na ekranie wyskoczyło zdjęcie mamy Zojki. "Zadzwoniła osoba?"
Skąd wiedziała, że od godziny się z tym telefonem w ręce trzęsę?
Mamo Zojki, gdyby nie Twoje wsparcie, nie wykręciłabym numeru Jaśka. Kto wie, czy w ogóle bym jeszcze była. Zdjęcia Twojej uśmiechniętej Córeczki spływały na mój telefon w Otwocku. Kiedy miałam wrażenie, że cały świat rozpadł się na trzy miliony kawałków, przywoływałam Twój perlisty śmiech, alkoholowe upojenie na plaży w Mechelinkach, nocny Gdańsk i spacer z Tobą po Gdyni, kiedy Zojka była jeszcze w brzuchu. I czułam, że jesteś ze mną i za mną stoisz, więc zadzwoniłam.

Jest 11.49. Na kolanach siedzi mi miś od Ali i Witka. Ściskam jego łapę. Dzwonię.
Odebrał po trzecim dzwonku.
Stary, zdarty głos. Ale mocny jak dzwon. Zaskoczyła mnie siła tego głosu. Nierozległa skala, mocno osadzona.
Przedstawiłam się, bo swojego nazwiska się nie wstydzę. Powiedziałam, że zależy mi na osobistym spotkaniu z nim.
- Proszę panią...
Ojapierdolę.
No nie, no nie, no nie, to nie może być on. Mój ojciec na pewno poziom językowy ma nieco wyższy niż gówniaki z podstawówki, którym za takie odzywki wstawiałam uwagi. Do dzienniczka.
- Odkąd skończyłem 82 rok życia, jestem nieczynny zawodowo. Więc jeśli pani sprawa...
(skoro w 2014 r. zawiesił działalność, czyli miał 82 lata, to teraz ma... 87. Ja pierdolę, Matuzalem!)
- Moja sprawa nie dotyczy pana aktywności zawodowej.
- Dobrze, wobec tego gdzie by się pani chciała zobaczyć?
- Dojadę, gdzie panu wygodnie.
- Proszę panią, <ała, moje dziąsła!> to proszę przyjechać do mnie do domu. Ja mieszkam przy ulicy Nawrot <tu podaje numery>.
Aż nazbyt dokładnie tłumaczy mi, jak dostać się do klatki. Która klatka, które piętro, która brama, co na domofonie. Widzew. Nie lubię Widzewa. To już od Bałut daleko. Podaje mi jeszcze numery autobusów i przystanek, na którym mam wysiąść.
Zaproponowałam spotkanie jutro.
- Jutro jest ostatni dzień w roku. Zaraz, czy pani sprawa jest na tyle pilna, że musimy zobaczyć się jutro?
Kurwa, koleś, czekałam trzy dekady, to trzy dni też poczekam.
- A czy piątek panu odpowiada? Na przykład o 11?
- Bardzo proszę, zapraszam do mnie do domu w piątek trzeciego stycznia o 11 - profesjonalnie podsumowuje.

Jaki ziom. Dzwoni do niego jakieś dziewczę nie wiadomo skąd. Nie reaguje w żaden sposób na moje nazwisko. W żaden. Ale ja nie mówię, że jestem córką tejże. Mogę być terrorystką, mogę być niezrównoważona, mogę wnieść do niego do domu broń palną i odstrzelić mu głowę. Mogę go zasztyletować jak Beksińskiego zasztyletował znajomy, przyjaciel rodziny. Jeszcze nie wiem, za co miałabym go zasztyletować, ale przecież mogę wszystko.
A on mnie zaprasza do domu. Własnego domu. Wszak nawet ja pana Janka do pokoju nie wpuszczam - głównie z powodu burdelu, jaki zrobiłam w książkach.
- Bardzo dziękuję, będę u Pana o 11. Do usłyszenia i do zobaczenia.
- Kłaniam się pani, do zobaczenia.

Dożyć do piątku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz