piątek, 3 kwietnia 2015

Wielka Cisza

Przychodzi przed każdymi świętami. Przedłużony moment. Rozciągnięta chwila. Jej główny symptom to cisza. A, żeby nazwać rzeczy po imieniu po ostatnim spotkaniu z Bogną, pustka. Wielkie Nic.

Większość tekstów napisana, to, czego nie zdążyłam zrobić przed świętami, a do końca ambitnie planowałam, leży i z wyrzutem sumienia o sobie przypomina. Wyniosłam te śmieci, które zdążyłam. Zamknęłam to, co zamknąć się dało. To, co otwarte, zieje nieskończeniem.
Justyna przeprowadzona do Otwocka, Toot tylko częściowo obandażowana, bo żeby rana się oczyszczała, trzeba ją ku lepszemu wietrzeniu otwartą zostawić. Afgańska Siostra uściskana. Naczelny tekstami nakarmiony. Dziś Jean Reno odwiedzony i chyba pożegnany przed wyjątkowo ryzykowną operacją serca. Jezus z krzyża zdjęty i pochowany.

Ucichły telefony. Już nikt nic ode mnie nie chce. Już nie muszę nigdzie jechać, dostarczać, załatwiać. Nie muszę podpowiadać, radzić, doradzać, odpowiadać, uściślać, reagować na informacje typu "wsiadam do pociągu", "obok mnie jedzie pani, co czyta "Fakt" Oesu" albo "Babcia znowu swoje". Już nie muszę emitować z siebie żadnych działań, komunikatów, akcji, reakcji, refleksji i podpowiedzi. Nie muszę operować dobrą karmą, co to podobno zawsze wraca. Nie muszę emitować tej dobrej, nie mam podstaw, żeby emitować złą, nawet psiej nie emituję. Bo każdy zajął się swoim życiem. Pisankami, kurczakami, zastawianiem stołu i polerowaniem porcelany.

W takich momentach zostaję taka, jaka naprawdę jestem. Zupełnie sama. Naga. W ostrym świetle ciszy. Zgarbiona i zmęczona. Z bliznami po wojennych odpryskach. Chora. I sama.

Wczoraj w nocy, kiedy wracałam z Otwocka, odkryłam, że tracę wzrok. Ostatnie uveitis trochę sobie we mnie pobrykało. Światła latarni rozmywają się delikatnie. Ładne to i impresjonistyczne. Dekadenckie. Przerażające. Losie straszny i potężny, jaka nierówna ta walka. Jaka wyczerpująca. Jaka okrutna.

Po poprzednim wlewie, który po pytaniu Doktora Majkela "czy jest pani gotowa" i przygotowaniu zestawu do reanimacji następnego dnia pojawił się u mnie pierwszy siwy włos. Po moim nocnym odkryciu w drodze z Otwocka



nagle
pod nogi upada mi
skamieniały słowik


odwracam głowę

i widzę
że drzewo do którego byłam przywiązana
jest siwe


zupełnie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz