sobota, 17 lipca 2021

Keramzyt i kanikuła

W poszukiwaniu keramzytu, który u mnie słowem i zjawiskiem w życiu nowym, peregrynuję od Auchan do Biedronki. Kwiaty doniczkowe, dotąd kojarzące mi się z obozem koncentracyjnym, oswajam od razu w ilości pięciu sztuk. Puszczam im Bacha i przecieram listki wilgotnym wacikiem. Psikam odstaną wodą z atomizera. Mówię do nich czule. Nie zawsze się udaje. Skrzydłokwiatowi już cztery liście zżółkły, fikus też często liście gubi i zażółca. Za to kawa ma się świetnie. Aloes nie ma mi widać nic do zażółcenia. Palma koralowa zdaje się żyć w innym świecie. No ale keramzytu nie ma na osiedlu, a kwiaciarnie zamknięte, bo kanikuła. Na rynku mówi się zresztą o in-outach, szczególnie w kontekście dyskontów, które nie wszystko mogą pomieścić - nie dziwota, Kasiu, czas ogrodników to kwiecień i maj, więc w Biedrach i przydatkach keramzytu brak. W Auchan oglądałam za to małą butelkę bezalkoholowego prosecco i zatęskniłam za uczuciem lodowatych bąbelków na języku. Ale - myślę sobie - co będę pić sama, już dosyć tego oblewania nowej pracy, a i tak nie jestem się w stanie w pełni ucieszyć, bo wstręt do wszelkich odmian kapitalizmu pleni się we mnie jak gęste i nadwrażliwe korzenie skrzydłokwiatu.

 
Wracam więc z tarczą i zastanawiam się, czy szabrować kamyki na osiedlu, czy sprawdzić koszty keramzytu na Allegro. Przecinam osiedle durch na szagę, mijam moloch z 1968 roku, łypiąc na rozochocone kawki pod drugim, nowszym blokiem, w którym podobno swego czasu zamieszkiwała Magdalena Różczka. 

Widzę zjawisko podwójne w ciałach maleńkich suczek nieco mniejszych od Kropki. Ale Kropcia też taka była, wyskakiwała, piszczała, każda sekunda pobytu przed sklepem była dla niej dramatem na skalę rozstąpienia się ziemi. A sunie dwie śliczne. Jedna blondynka, z doświadczeniem jakimś życiowym, druga to jeszcze dzieciak - niby cztery lata, ale przecież i Kropicha ma wjazdy charakterystyczne dla szczeniąt, choć już nie widzi, a demencja sprawia, że nieraz okrąża stół cztery razy, a wtedy biorę ją na ręce i mówię: "już nie musisz, Kropeczko". Kładę ją na fotelu, bo już wskoczyć nie może, zakręca się wtedy jeszcze dwa ray wokół siebie i zasypia, chrapiąc.

Na dwóch długich smyczach próbuje je utrzymać wysoka i szczupła dziewczyna, której pod pistacjowym kostiumem delikatnie zaznacza się ciążowy brzuszek. Dalej tam walę na kolana i głaszczę pieski. Jedna wabi się Tina, druga  nie pomnę. Dziewczyna mówi, że sunie czekają na swoją panią. Jedna z emocji staje na tylnych łapach i głośno wyraża tęsknotę, napinając obrożę na szyi. Druga, młodsza, kręci mi się wokół nóg slalomem, a w pewnym momencie wyskakuje i daje mi słodkiego całusa prosto w usta, niegroźnie pokazując przy tym zęby.

Aż tu nagle objawienie - ich pani wychodzi z klatki. Sunie piszczą, jazgoczą jedna przez drugą. Razem z ciężarną pistacją podnosimy się z kucków i z sycimy oczy widokiem rozentuzjazmowanych psów. Mówię do Pistacjowej: "nie zasługujemy na psy. Jesteśmy takim chorym gatunkiem".
Właścicielka piesków ma na sobie koronkową braletkę w kolorze bakłażana ze śmietaną, obficie eksponującą dekolt, a na ramiona ma zarzuconą zieloną koszulę. Krótkie spodenki, adidasy i okulary w kształcie różowych serc z kryształkami wskazują powinowactwo z Eltonem Johnem.

Na dźwięk słów o zasługiwaniu na psy zsuwa okulary na czubek nosa i mówi:
- Do czego to dochodzi? Te psy miały mi służyć do podrywu pięknych i mądrych kobiet, a tu się okazuje, że poprosiłam kogoś randomowego do przytrzymania tych szakali i nagle się okazuje, że się spóźniam.
Poprawia w tym czasie długie brązowe włosy z pobłyskami miedzi, a dalej wyrzuca z siebie jak z karabinu:
- You know, I'm gay, więc if you wanna call me.. jakaś randka, czy coś - przykłada do żuchwy kciuk i najmniejszy palec.
Uśmiecham się i idziemy razem przez osiedle. Ma na imię Ania. Potok słów trudno przerwać:
- Ja cię strasznie przepraszam, jestem jeszcze narąbana, bo w nocy wróciłam z roboty, a jestem striptizerką, może to jest too much, co ci mówię, ale jak jestem nastukana, to zawsze wszystko się sprawdza i mam wrażenie, że jesteś szalenie mądrą i fascynującą kobietą. Nie bierz tego do siebie, co ja gadam, właśnie idę po prosecco, ale może kiedyś chciałabyś się umówić na randkę? Możemy tu gdzieś niedaleko, a tak w ogóle ja świetnie gotuję, a wiesz, jak to jest samemu dla siebie: bez sensu i się człowiek nie stara, a tobie mięso nie przeszkadza? no weź, ja bez mięsa nie mogę, ale dla Ciebie to ja coś wege zrobię. Możemy się też napić, jeśli pijesz, a jak nie, to też skołuję jakieś bezalko albo coś. A oba psy to ja mam z odzysku, bo jeden to od znajomych i w ogóle jej poprzedni właściciel nie miał z nią co zrobić, ale powiedział, że lubi piwo, je czekoladę i uznałam, że to jest ten moment, który mi życie uratuje, bo ja byłam po ciężkim rozstaniu z takim kolesiem, w którym się szaleńczo zakochałam, no ale jemu się trochę za późno przypomniało, że ma żonę, ju noł. No i jak miałam taki moment w życiu, że nie wiedziałam, czy na Świętokrzyski, czy na Poniatowskiego, to uznałam, że to jest ten moment, że przetrwam, bo tę blondynę przygarnę. No ale że ja wychodzę na całe noce to mi się żal jej zrobiło i z Palucha wzięłam tę drugą, żeby miały raźniej i ona jest sztos. Tak w ogóle to im założyłam Ista, nie wchodzę im w wiadomości, ale one odpisują, chociaż nie mają kciuków, ale zdjątka i komcie one zawsze. No to poszłabyś ze mną na randkę? O faken, wiem, co to znaczy ciężkie rozstanie, rozumiem, to jest chujnia zajebista - ale w terapii jesteś? No, to dobrze, to wrócisz do siebie, najważniejsze, żeby już świat wyraźnie widzieć, a nie że się zawalił, bo ja poszłam za późno i normalnie przejebałam sobie kilkanaście miesięcy. A nie, ja nie mówię, że teraz, natychmiast, ale wiesz, jak ochłoniesz, to czemu nie, no wiadomo, czasu potrzeba. No co ty gadasz, nowa praca? Ale jak to? To chyba byłaś w żłobku, jak zaczęłaś pracę, jeśli zawód po 15 latach rzuciłaś?!

Zatrzymuje się i skanuje mnie od góry do dołu. Uśmiecham się, bo rozczula mnie jej ekspansywna bezpośredniość, jej rozmach, rozgadanie. Znów opuszcza okulary:
- No to ty jesteś jakiś fenomen, bo nawet dwudziestu bym ci nie dała - i ciało masz takie jędrne, piękna jesteś, skóra jak z reklamy, skąd ty się wzięłaś, i dlaczego, do chuja, ja cię nie poznałam wcześniej, może bym nie dopuściła, żeby ci ktoś serce złamał, ja pierdolę, co za czasy. A pokażesz zdjęcia swojego psa? Jeśli to było too much, to ja cię przepraszam, gadam jak nakręcona po tej nocy, jeszcze makijażu nie zmyłam, zobacz - zdejmuje okulary, a ja widzę roztarty czarny eyeliner i resztki mocno brokatowego cienia, który zarzuciła na powieki. Mienią się te oczy opiłkami miedzi w słońcu lipcowej kanikuły, na środku osiedla, po którym rano biegają wrony, a wieczorem jerzyki krzyczą nad nim jak nad miastem, co umiera.
Na policzkach widzę niestarannie zakryte blizny po trądziki, ale nie oceniam, bo sama takowy zaliczyłam w dwudziestej ósmej wiośnie życia. Opowiada mi jeszcze, wyrzucając z siebie słowa jak z katapulty, że konto psie na Instagramie nazywa się Woow Woof Crew i pomiędzy tymi słowami robi znaczące przerwy, żebym lepiej zapamiętała. Odbiera telefon od koleżanki i podkreśla, że zmierza po prosecco, mówi ze swadą, a jednocześnie sunie slangiem mi niedostępnym, a moje ucho rozpaczliwie próbuje wyłowić z tego potoku jakiś idiolekt, jakąś główną zasadę rządzącą konstrukcją, rada bym była ją zredagować, wyjustować, scalić, opisać, dodać jej okładkę, wdzięczność okazać, że ona taka, neonowa, w tej swojej intensywności, z dekoltem takim odważnym, z jasną skórą przy obojczykach, z okularami prosto z londyńskiego Soho, a nie konserwatywnej Brazylijskiej, gdzie nadmiar sklepów alkoholowych, nacjonalistyczne zawołania i sąsiad antysemita. Że takie światło ze sobą niesie, co z tego, że nietrzeźwe, że w tym upale przyćmiewa nawet zapach olejku eterycznego o zapachu trawy cytrynowej, którym posmarowałam się przed wyjściem z domu, żeby dosłownie za chwilę zalać się potem od gorąca rozgrzanej betonozy. Że jest uosobieniem tęczy, która bezmiary objąwszy, rozkwita.

- No ale wiesz, jak byś chciała, to naprawdę to jest znak, że mamy do siebie tak niedaleko, że ja nawet chyba ze dwie minuty do ciebie nie idę, a na bani to będę niecałą minutę szła. O, czekaj, potrzymaj mi Tinę, bo tu chyba kupsko będzie, a nie, sorry, przestała; ołemżi, jakie ty masz ręce delikatne, jak mnie dotknęłaś, to aż taki prąd poczułam, jezu, błagam, daj mi swój numer telefonu, ja czuję, że ty jesteś nie z tej ziemi. Ok, ok, too much, rozumiem, przepraszam cię strasznie, no dobra, może i jesteś dorosła i umiesz o siebie zadbać, ale jak ty się uśmiechasz, normalnie jak z Luwru kurwa ja pierdolę, no nie mogę, nie będę spać przez to, ale chuj, dzisiaj i tak nie śpię, bo do roboty idę, zobacz, ta praca mnie niszczy - ponownie zsuwa okulary. Ale weź, błagam, odezwij się, może choć czasem na jakieś piwo wyskoczymy, co? Dobra, musisz iść, ja wiem, nie każdy tak żyje pojebanie jak ja. Dziewczyny, proszę się ładnie pożegnać.

Pieski grzecznie podbiegają mi do kostek i po łydce wspinają się do góry. Całuję rozgrzane pyszczki, głaszczę aksamitne karki, chwytam za zwinną łapkę. Wyciągam ramię w kierunku wybuchowej Ani, bo mnie nachodzi taka fala czułości do jej osobności niezwykłej, do jej koncentracji i kondensacji życia, na przekór wszystkim obostrzeniom, na przekór zbliżającemu się zamachowi stanu, furda tam faszystowskie metody, bolszewickie decyzje, wzory rodem z Reichu, podeptana demokracja. Zsuwam okulary przeciwsłoneczne, żeby i ona mogła zobaczyć moje oczy i żeby w ten sposób okazać jej szacunek.

Ania osuwa się na kolana przede mną na parkingu przez moim blokiem na ulicy Brazylijskiej:
- Boże, jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką widziałam na żywo. Jestem pewna, że kąpiesz się w morzu bezbrzeżnej miłości.

Żegnam się z Anią i wjeżdżam na swoje piąte piętro.

Tuż za drzwiami osuwam się na podłogę i zanoszę się potężnym, długim i bolesnym płaczem.  



4 komentarze:

  1. Tyle emocji w opisie, mimo smutnego finału. Emocje są dobre, fajnie, że ktoś umie w.

    PS A skrzydłokwiat w półcieniu. U mnie przestawiony z parapetu odżył z sianowatej żółtości w głęboką zieleń.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, Zuzanko! Stał na parapecie za roletą, ale przenoszę go na szafkę ku chwale Twojej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kaśka, ale jak będziesz jednak żony szukać, to junoł...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będziesz miała wątpliwości, bo z walizką bez zapowiedzi się stawię i Cię porwę. A wiesz, że jak się zaprę, to wykonam! <3

      Usuń