czwartek, 1 lipca 2021

Heliopolis

24 czerwca o 10 odbyłam rozmowę kwalifikacyjną, którą przeszłam pomyślnie i dostałam do wykonania zadanie rekrutacyjne. Rozmawiały ze mną Ula i Agnieszka - dwie dziewczyny, z którymi miałabym pracować w zespole. Bardzo mądre posunięcie HR-owe. Najpierw zespół sprawdza, czy aura nowego pacjenta jest znośna. Szefowa na razie daleko. Dostaję deadline na zadanie rekrutacyjne na poniedziałek. Jednocześnie zostaję umówiona na kolejną rozmowę w poniedziałek o 16 - z samą szefową.

Nad zadaniem rekrutacyjnym siedzę przez większość weekendu, a konkretnie niedzieli. W międzyczasie tworzę sobie narrację o tym, jak bardzo się do tego nie nadaję, co ja w ogóle robię i pewnie umrę w tej zasranej firmie, w upokorzeniu, z chujową umową, nieustannie traktowana palnikiem acetylenowym przemocy. 

W poniedziałek 28 czerwca po 7 rano wysyłam zadanie rekrutacyjne. Nie wiem, jakie są jego rezultaty. 

O 16 odbywam rozmowę kwalifikacyjną, z którą raczej nie wiążę żadnych nadziei. Umarła już we mnie. Raczej traktuję ją wizerunkowo. Do pracy u tej pani poleciła mnie Edyta, która uczyła mnie chodzić. Zgłaszam się, żeby jej nie narobić siary.
Pani, która ze mną rozmawia ma na imię Iwona. Zaczyna całą rozmowę od zachwytu. Mówi, że zespół mówi o mnie w samych superlatywach. I że zadanie rekrutacyjne poszło mi świetnie, właśnie kogoś takiego szukali. Nie wierzę własnym uszom. Nie wierzę własnym oczom, bo zdaje mi się, że kafelek Zooma jest moją halucynacją. Pani Iwona daje mi bardzo jasne warunki zatrudnienia - umowa o pracę. Chce, żebym przyszła do pracy w dowolnie wybranym przez siebie czasie, ale nie później niż w sierpniu. Po czym pisze mi mejl, w który ledwo mogę uwierzyć. Po miesiącach skrajnie złych doświadczeń z szefem półanalfabetą czytam: 

Pani Kasiu,

Bardzo dziękuję za nasze dzisiejsze spotkanie. Z ogromną przyjemnością chciałabym złożyć Pani ofertę pracy na stanowisku Communication & Content Manager.

Pani Kasiu, mam nadzieję, że potwierdzi Pani chęć dołączenia do naszego zespołu! Bardzo na to liczę i wiem, że zarówno dla Pani jak i dla nas ta współpraca będzie owocna i satysfakcjonująca.  


W środę złożyłam wypowiedzenie za porozumieniem stron z prośbą o skrócenie czasu wypowiedzenia do miesiąca. Wiceprezesa oczywiście nie było w firmie, poprosiłam w recepcji o prezentatę, a dokument wysłałam prezesowi mejlem. Nie zadzwonił do mnie, oddelegował naczelnego. Pierwsze pytanie, które mi naczelny zadał, brzmiało: czy masz zamiar podejmować jakieś kroki prawne przeciwko spółce?

jak to mówiła Babcia: na złodzieju czapka gore.

Odpowiedziałam, że właśnie podjęłam: złożyłam wypowiedzenie. To krok prawny w świetle prawa pracy. Potem Tomek zapytał mnie, czy moja decyzja jest ostateczna. Skoro dojrzewałam do niej tyle lat, to nieodwracalna.
Następnego dnia wiceprezes napisał mi tak grzeczny mejl, jakiego w życiu na moje chore oczy nie widziałam. Zgodził się na wszystko. Nasz dział kadr mieszczący się w Toruniu (sic!) uruchomił od rana liczydła. Obliczają mi ekwiwalent urlopowy, bo sami się pogubili, czy mam 40, czy 50 dni do wykorzystania. 

Dopiero kiedy coś utracisz, doceniasz, ile było warte.

Nową pracę zaczynam 19 lipca.

Dziś również odzyskałam moje rzeczy od osoby z narcystycznymi zaburzeniami osobowości.

Idzie nowe.

2 komentarze:

  1. Nawet nie wiesz jak się cieszę Kasiu!! Życzę Ci wszystkiego co najlepsze na tej, jakby nie patrzeć - nowej drodze życia. :)

    Julita

    OdpowiedzUsuń