poniedziałek, 10 grudnia 2018

Oh, well

Czyli to miał na myśli pan profesor, kiedy mówił o konieczności niezwłocznej operacji. Czyli to miał na myśli, kiedy mówił o sygnale alarmowym. Pamiętam, jak go zapytałam podczas wizyty za 300 złotych polskich:
- Skoro mam tak wysoki próg bólu, panie profesorze, po czym poznać, że to już czas na operację?
- Będzie pani z bólu łamać zęby.

I dzisiaj obudziłam się po 3 ze szczękościskiem. Przez sen tak mi rozrywało biodro. Od połowy ubiegłego tygodnia tak jest. Jak leżę, jest nawet nieźle. Pod warunkiem, że nie wpadnę na ekstrawagancki pomysł spania na boku. Nie daj boże. Nie pomaga nawet poduszka dla ciężarnych. Jak by ten Ból opisać? Jakby ktoś pilarką Stihla przecinał mi biodro. Ze zdumieniem stwierdzam brak opiłków kostnych na twarzy. Dziś w nocy przez chwilę miałam pomysł, że się zabiję. Pieprzyć to wszystko. Te miłostki, te ciężary, stukot kuli, newsa o Wyborowej, wywiady, rozmowy, publikację u Grynberga. Pieprzyć to. Skoczmy z balkonu. Na głowę. Wtedy na pewno się zabiję. Nie będę warzywem, nie będę dogorywać. Odejdę cicho, w środku nocy, nawet panu Jankowi pod oknem nie zacznę śmierdzieć, bo już niskie temperatury.
I co? Przed oczami stanął mi Konstanty, z którym widziałam się wczoraj. Miał na sobie koszulkę ze znakami Batmana (co za ironia). Po jedzeniu tak słodko wystąpił mu brzuszek. Pogłaskałam go po brzuszku i zapytałam, co tam siedzi. Ale skrót myślowy był za szybki. Dziecko prosto odbiera rzeczywistość. Kostek myślał, że pytam o znaki Batmana. Odpowiedział: "motyle".

Głupia Kasiu. Zadufana w sobie, ufna w domniemaną mądrość. Myślisz, że podszewkę świata zobaczyłaś? Idiotko. Kostek ją widzi, nie ty.
A potem w podzięce za książeczkę złapał mnie za szyję.
I tak się splotły te dwa odczucia: rozrywanie biodra piłą łańcuchową i ramiona dziecka na mojej szyi. Potem pomyślałam o Stasiu, który pasjami czyta prasę publicystyczną. Matyldzie, która po szkole ćwiczy na ciężkich treningach. O Zojce, która ma śpiochy w truskawki. I Heniu, który nosi strój hipopotama, a teraz dopadła go ospa.

No i jak ja mam umrzeć, jak Oni tacy Piękni?

W piątek miałam pierwsze podejście do lekarza POZ. Pudło. O 9 wszystkie 300 numerków przebrały emerytki. Wyprzedzają mnie jak dzikusy, kiedy przechodzę przez przejście. Widzą, że jestem o kuli. Ale jeszcze celowo potrącą. Tak im spieszno. Dzisiaj jedna bezpardonowo pojechała: "może mnie pani przepuścić? Bo serialu nie obejrzę".
Gdyby nie to, że Ból pozbawia mnie już smaku i zapachu, roześmiałabym się w głos i jeszcze o ten serial wypytała. Ale w zamian za to chciałam ją wyzwać od starych ropuch. Nie wolno mi. Przecież to mogłaby być moja Babcia. Oczywiście moja Babcia by nikogo o coś tak kompromitującego nie poprosiła. Co najwyżej użyła fortelu. Ale nie przepuściłam jędzy.



W pracy naczelny przewraca oczami, że idę z kulą i proszę go o umożliwienie pracy z domu.
- No nie wiem, nie wiem, muszę zapytać, czy prezes się zgadza.
- Na co się zgadza?! Jeśli zaświadczenie o niepełnosprawności mu nie wystarczy, ani zaświadczenie od lekarza specjalisty, że biodro ma odpoczywać, to na co on ma się zgadzać? Przecież nie buduję obwodnicy przez środek firmy!
- NO ale praca z domu - wiesz, my tu na takie ustępstwa nie idziemy.
- No tak, oczywiście, szczególnie, że kolega M. od dwóch tygodni pracuje z domku nad jeziorem, który kupili jego rodzice. Całe wakacje pracował z komputerem na kolanach i na tarasie, sącząc piwo, a ja umierałam tu w upale w redakcji. On nie ma zaleceń lekarskich, żeby pracować z domu. A ja mam. Podobnie koleżanka A.: jak jej syn ma katar, to może pracować z domu. Czyli nie pracować. Pozostali dziennikarze też nie mają problemu z tym, żeby pracować z domu. Tylko ja nie mam pozwolenia. Dlaczego? 
- No tak, ale wiesz, ty jesteś inna.
Nie wytrzymałam:
- A ty nie masz ani serca, ani jaj.

I poszłam do lekarza POZ po plik skierowań, żeby wypełnić obiegówkę do operacji. Pan doktor jest majorem w rezerwie i godzina ustalona w recepcji jest autentycznie godziną umowną. Czekałam ponad godzinę. Ma na imię Krzysztof, jest ładnie ostrzyżony i nosi jeszcze znamiona dawnej urody. Ale nie patrzy w oczy., To typ, który ma wyjebane. Poprosiłam go o skierowanie na badania krwi. Niechże ja zobaczę, czy padnie rekord OB, czy nie. I czy CRP skończę telemarkiem, czy nie. Serce mi wali, bo przed wejściem do gabinetu zobaczyłam to:
Czyli poradnia pokazuje mi faka. A na badania przed operacją powinien mnie skierować nie kto inny, tylko Otwock. W osobie Sami-Wiecie-Kogo. Zresztą, Sami-Wiecie-Kto sam mi o tym powiedział:
- W zasadzie to my powinniśmy ci to zorganizować. No ale wiesz, jak jest.
Niby wiem, ale wolałabym nie wiedzieć.

Ale próbuję u majora w rezerwie: że zdaję sobie sprawę, że etyka i tak dalej, że może można to jakoś obejść, a że jeśli nie, to może by mi coś podpowiedział?
W międzyczasie proszę o nowy lek przeciwbólowy dla niepoznaki, żeby go zagadać. Jednym palcem pisze na klawiaturze, więc w rezultacie wypisanie recepty trwa prawie 11 minut.
Nakręciłam go na badania krwi. I receptę dostałam. Ale na skierowanie do lekarza specjalisty się nie zgodził: "no może ja jeszcze będę za to pani płacił? Taki majętny nie jestem".
Kiedy drukarka wypluwa receptę, dowiaduję się, że mam na imię Helena Bednarska i początek mojego peselu zaczyna się od 241220.
Pokazuję panu doktorowi, że chyba coś nie tak. A ten w ryk:
- No widzisz, co zrobiłaś? Zamieniacie się miejscami i majstrujecie przy tych wizytach i ja teraz od początku muszę pisać i anulować całą wizytę. Przez ciebie!
Ugryzłam się w język, żeby mu czegoś nie odpalić. Jeszcze nie teraz.

Pisze od początku, jednym palcem. Patrzę w tym czasie przez brudne okno. Przypomina mi się, jak rano zmarzłam i zmokłam. Jak mnie bolały knykcie od kuli.
Kiedy już wszystko wypełnił i podał mi z łaską dwie nędzne karteczki, zemściłam się:
- Skoro pan się już tak myli i komputer pana nie słucha, to może czas młodym miejsce zrobić?
Nic nie powiedział. Nawet twarz mu nie drgnęła. Mruknął tylko:
- Otwock ma pani te badania zlecić.

Wyszłam z Koszykowej, idę na tramwaj na Chałubińskiego. Na pasach na zielonym prawie zabija mnie czarna Honda. Toczka w toczkę jak ta Niedźwiedzia.

"Nie powstałam
z prochu,
nie obrócę się
w proch.
Nie zstąpiłam
z nieba
i nie wrócę do nieba.
Jestem sama niebem
tak jak szklisty strop.
Jestem sama ziemią
tak jak rodna gleba.
Nie uciekłam
znikąd
i nie wrócę
tam.
Oprócz samej siebie nie znam innej dali.
W wzdętym płucu wiatru
i w zwapnieniu skał
muszę
siebie
tutaj
rozproszoną
znaleźć."

Zuzanna Ginczanka - Wyjaśnienie na marginesie, 1936

7 komentarzy:

  1. Kasiu! Tak mi przykro że znów Cię dopadło okrutnie. Trzymam kciuki za sprawną, rychłą i przede wszystkim udaną operację! Jak Ci będzie lepiej to może żyć się znów bardziej zechce...? Ja od tygodnia nie mam siły żyć i działam jak automat. 4.45 - 23.00 I czekam aż mi się znów zachce. Bo musi się zachcieć! I Tobie i mnie. Bo boleć też musi w końcu przestać- A kysz!
    Straciłam trochę rozeznanie co z Niedźwiedziem, czy to już tak koniec koniec koniec? No i kto Ci to biodro teraz potnie? (hmmm... głupia pragmatyczna i wyrachowana torba że mnie).
    Ściskam i wysyłam całą chmurę ciepłych emocji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale ściskam bardzo delikatnie oczywiście ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Droga Jowo, no właśnie podjęłam trzecia próbę dodzwonienia się do Niedźwiedzia. Bezskuteczną. Jakże bym chciała wiedzieć, czy i kto je teraz chlaśnie. Zaczyna mi być wszystko jedno, kto. Byle szybko.
    To nie wyrachowanie. To był podstawowy test na rzetelność, na którą się powołuje. Chodzi o zdrowie i życie. Bo jakość życia to też życie. Nic. Zero odzewu. Obraża boska, bo napisałam, że spodziewałam się innego spędzania wspólnie czasu. Ale cóż to za nowość, że jak tylko mężczyzna usłyszy słowo krytyki, łapie traumę jak grypę? Liczyłam tylko głupio, że on będzie inny. Że będzie inaczej. Tym razem. Mów mi "głupia torba" :)
    Wróciłam z zajęć od Grynberga i mam ochotę z bólu ugryźć ścianę. Nieźle, nawet jak na mnie.
    Ale jeszcze nie wieczór. Dziewczyny z Bałut nie poddają się tak łatwo. Dziękuję, dziękuję, że czytasz! Że czytacie, Dziewczyny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta głupia torba to było o mnie! Nie uzurpuj więc sobie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na zdarzenie z życia prywatnego

      Ach, byłam pewnie zamyślona
      albo po prostu roztrzepana,
      że tak ni z tego, ni z owego
      nagle natknęłam się na pana —

      Ach, był pan pewnie zamyślony
      albo po prostu roztargniony,
      że nagle zechciał mnie wyminąć
      z nieprzepisowej lewej strony —


      Ach, jakby tu rozstrzygnąć sprawę,
      nikogo wcale mniej nie winiąc,
      kto z nas był bardziej temu winien,
      żeśmy nie mogli się wyminąć.

      To było straszne przeoczenie,
      choć trwało małą chwilkę tylko —
      ach, taką bardzo małą chwilkę,
      ach, taką bardzo małą chwilkę —

      No i wybraliśmy rozsądnie,
      to przyzna nawet i oszczerca,
      tę przepisową prawą stronę,
      ach, przeciwległą stronę serca

      Usuń
  5. Chcialam powiedziec, ze wstyd mi za tych wszystkich ludzi, ktorzy Cie otaczaja, a w ktorych empatii nie ma za grosz. Takiego zwyklego ludzkiego zrozumienia i wsparcia. W takiej sytuacji w jakiej sie obecnie znajdujesz przydalaby Ci sie jakas podpora. Ktos, kogo moglabys byc pewna. Wiem, ze masz takie osoby wsrod przyjaciol, ale mimo wszystko dziwi mnie postawa tych innych osob. Coraz bardziej utwierdzam sie w przekonaniu, ze ja chyba mam szczescie do ludzi... No coz.

    Przesylam moc dobrych uczuc,
    Julita

    OdpowiedzUsuń