czwartek, 17 kwietnia 2014

Dół skrzydłowo-podniebienny



Dzisiaj wróciłam do domu z Instytutu Reumatologii.
Niesiona nieuzasadnioną radością z wyroku i encortonowym czadem.
Po trzecim wlewie Solu Medrolu, jeszcze w Orłowskim, dowiedziałam się, że Gabriel Garcia Marquez trafił do szpitala z zapaleniem płuc. Poczułam z nim silną więź, jak to chory z chorym, miłośnik życia i wolności z autorem traktatu o smutnych dziwkach i opowieści o potędze miłości w Macondo.
Już w domu dowiedziałam się, że pisarz wrócił do siebie, jak ja. Kurzy fajkę, przegląda gazety, szeleści kapciami i otula się kocem. Jak ja.

Dziś wieczorem dowiedziałam się, że zmarł. Miał 87 lat.
Pio na hasło "wielcy odchodzą. Pora umierać" odpowiada: "pora ich zastąpić".
Nie śmiałabym dzisiaj zacytować Pio.

Dziś w tym samym czasie, co ja, Fantom zamieścił w głupim Facebooku zdjęcie kwitnącej Warszawy.

Hołd oddaję autorowi najważniejszego póki co literackiego cytatu w moim życiu:
"Naj­bar­dziej od­czu­jesz brak ja­kiejś oso­by, kiedy będziesz sie­dział obok niej i będziesz wie­dział, że ona nig­dy nie będzie twoja." 

1 komentarz: