sobota, 6 sierpnia 2016

Życie zawsze wygrywa

Od trzech dni nie wstawałam z łóżka. Zapomniałam już, że moja choroba to nie tylko nieustanny ból, ale od czasu do czasu również dodatkowe atrakcje - na przykłąd w postaci zapalenia jelit. Trzeba też patrzeć na jasne strony tego zjawiska - jestem lżejsza o cztery kilogramy, przez co dzisiaj w piekarni spadły mi spodnie, ku uciesze klientów i miłej sprzedawczyni.
W związku ze skrajnym stanem wyczerpania wstrzymano wlew życiodajnych białek, doktor Majkel lamentował, lekarz prowadzący tego dnia ośrodek leczenia biologicznego załamał ręce i z deczka mnie opieprzył za przychodzenie do szpitala w takim stanie. No ale co miałam robić? Na Brazylijskiej jeszcze nie mieszka żaden lekarz, mimo że blok, w którym zamieszkuję, należy do spółdzielni mieszkaniowej pracowników służby zdrowia. Znowu kolejna poważna lekcja pokory za mną, prawie trzy doby bezustannego snu i ta słabość wszechogarniająca - jakie to ożywcze w świetle zakurzonych i zapracowanych dni ostatnich.

Wczoraj wieczorem pod wpływem upału i zmęczenia odwodnieniem drgało w moim pokoju powietrze. Ale los zawsze w trójnasób wynagradza mi wszystko, co mnie dotknie za mocno. Wczoraj dowiedziałam się, że moja Najlepsza, Najcudowniejsza, Najukochańsza, Najmądrzejsza Ania zostanie w lutym Mamą. I wiem, że będzie Najlepszą Mamą Świata. Pomagała przy młodszym rodzeństwie, była wzorową ciocią dla dzieci Tomka. Teraz Jej czas. Nie wyobrażam sobie nikogo, kto z tej roli wywiąże się lepiej.
Kiedy się dowiedziałam, siły same zaczęły do mnie napływać. Muszę, muszę się z Nią zobaczyć jeszcze przed rozwiązaniem. jeszcze nie wiem, jak to zrobię, ale zrobię. Pojadę do Ciebie, Aniu, ręce Twoje ucałować.

I jeszcze jedna radość ciągła. Konstanty jest uosobieniem Cudu. Silny, odważny, w kwestiach żywienia absolutnie bezkompromisowy. Kiedy się uśmiecha, wybaczam sobie i światu. Zapominam o wojnach, kryzysie konstytucyjnym, odstrzale wilków, niesprawiedliwości społecznej, dotkliwości ukąszeń komarów i cierpkim uczuciu porażki, kiedy jadę na Sadybę. Ślini mój palec, wyczuwa moje humory, nie lubi skwaśniałych min i udawania. Jak chce spać, to śpi. Jak chce się bawić, to się bawi. Tuli się do Agi, aż go zatyka ze śmiechu, kiedy bawi się z Marcinem. Zarejestrowałam taki obraz, kiedy leżeli pochyleni nad nim oboje - tacy promienni, radości, jak z jakiegoś obrazu renesansowego. Tyle w nich łaski, światłości i wiary.

Świecie, dzięki Ci za Dzieci! Dzięki Ci za Matki. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz