środa, 20 lipca 2016

Składam się z ciągłych powtórzeń

W historiach innych ludzi szukam ciągle siebie.
Mariusz Szczygieł mówi, że nowym studentom w Szkole Reportażu zadaje pytanie: "dlaczego chcesz zostać dziennikarzem?". Odpowiedziałabym, że z powodów czysto egoistycznych: słuchanie cudzych historii pozwala mi dowiadywać się czegoś o sobie, sklejać i składać własną tożsamość. Określać swoją osobowość i odrębność przez przeglądanie się w innych lub przez negowanie odbicia.
We wszystkich zasłyszanych historiach szukam na przykład takiej, która mogłaby pasować do historii miłosnej mojego Taty i mojej Mamy. To samonapędzająca się maszyna: żadna historia nie będzie tak fascynująca, tak szokująca i tak bliska. Choć w każdej innej znajduję coś, co daje mi paliwo na dalsze poszukiwania. Wszystko, co ludzie mówią, przybliża mnie do Mamy i Taty. Tylko paradoksalnie oddala.
U chrzestnego naładowałam akumulatory co prawda tylko chwilowo, ale zawsze. Fascynuje mnie postać mojego Dziadka. Był stolarzem. To pewnie po nim jest we mnie taka miłość do drewna i sentyment do wytworów ludzkich rąk. Wszyscy mówią mi, że był dobrym człowiekiem. Pytam, po czym wnosili, żeby podali jakiś przykład. Mówili, że niewiele mówił. I nikomu nie robił krzywdy.
Wczoraj wujek Marek powiedział mi, że Dziadek sprawiał zawsze wrażenie zapracowanego. Kochał swoją pracę, ale przygniatała go do ziemi. Aż coś we mnie zadrgało. Czy ja tego nie mam po nim przypadkiem? Kocham to, co robię, ale to również mnie zabija, wykańcza, wysysa. "Find something you love and let it kill you". Dziadek nawąchał się i nawdychał chemii - kiedyś kleje, lakiery i zaprawy nie były testowane pod kątem jakości i sposobu oddziaływania na ludzkie zdrowie. Może to właśnie to go zabiło? nie żaden tam rak płuc, nie gościec postępujący. Chemia. Trucizna. Praca na zlecenie dla innnych ludzi, choć najbardziej lubił bawić się drewnem, jego ciepłem, zapachem, elastycznością i odpornością. 
Wujek mówił też, że jak impreza, to tylko na Bałutach. Że było wesoło, alkoholu było morze, a nikt nie leżał upodlony w rynsztoku. I że Babcia zawsze robiła pyszną kaczkę. I czerninę.
A Dziadek milczał, uśmiechał się i pykał fajkę przy stole. Nigdy się nie skarżył. Nawet jak w szpitalu zabrakło morfiny, kiedy umierał.
Modlę się czasem do Dziadka. Bo wiem, że istnieje. Po co byłaby wiara, gdyby Bóg istniał? A Dziadek istniał i istnieje nadal. Nad łóżkiem trzymam jego brzytwę z szarą rączką. Odgania ode mnie złe sny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz