poniedziałek, 16 listopada 2015

Mimikra

Pani Bogna podsunęła mi pomysł lingwistyczny na określenie stanu, w którym się znajduję. Wylinka. Co zdecydowanie lepiej brzmi niż moje dzisiejsze poranne kulinarne określenie: hummus. Bo taka papka bez smaku i właściwości.
Nie mogę, nie potrafię teraz przebywać z Afgańską Siostrą. Czuję, że nie mam tyle siły. I próbuję uleczyć w sobie przekonanie, że konkuruję z Wojakiem.
Bardzo boli mnie to, że Toot mnie nie słyszy i nie widzi. Nie mam już siły słuchać wciąż tego samego o Jędrzeju. I nie mam już siły opowiadać w kółko tego samego. Martwi mnie to, że Magda wychudła i wygląda w tej wersji po prostu źle. Jedyne, co mogę zrobić, to terroryzować ją koniecznością pójścia na terapię. A resztę energii w relacji z Toot wykorzystuję na usilnie odsuwanie od siebie tematu, który wiesza na mnie jak ciężki, za ciężki szynel. I walczę z tłukącą się w głowie myślą, że jestem tylko jej narzędziem do psychicznej obróbki problemu Jędrzeja. Walczę.
Z Ewą chwilowe zawieszenie broni, ale to tylko dzięki temu, że rozmawiamy przez telefon. Dzisiaj zwerbalizowałam moje zdanie na temat jej działalności zawodowej, a w zasadzie jej braku. Ucieszyłam się, że się ze mną zgadza. Teraz zobaczymy, co z tym zrobi.  Dzisiaj poważnie podłamała mnie półgodzinnym wykładem na temat tego, że zdecydowanie na bezpieczeństwo w Europie wpłynie nakaz golenia bród. Zbaraniałam, jak to usłyszałam. Natychmiast przytoczyłam sarkastycznie badania na ten temat (moda, lumberseksualność, segment usług produktów balwierskich) i mam nadzieję, że poczuła się z tym źle i głupio, bo chyba przez życie z dala od ludzi i pozbawienie samej siebie rytmu zawodowo-społecznego zaczyna myśleć jakimś bocznym torem. Opłotkami. Przez chaszcze. Bez kontekstu do tego. No tak, skoro zgładzić terrorystów możemy świętym oburzeniem i wysypem hasztagów na fejsie i poprzez operację zmiany zdjęcia profilowego - czemu nie zapędzić tłumnie Europejczyków do Sweeney Todda? Ten to dopiero by zrobił porządek.

Dzisiaj rozmawiałyśmy jeszcze o Jeanie Reno. Tak jak myślałam. Och, jaka ja jestem wielka, wybrana. Wyjątkowa. Tak wielka, że to właśnie ja się nad Jeanem Reno, pierwszym grzesznikiem, pochylę. W końcu zostałam wybrana. Ja to zdzierżę. To ja będę ofiarą. To ja będę Bogurodzicą. Niech no ja tylko swoje ego uciszę.

Ciągle w głowie tłucze mi się obraz młodej dziewczyny, która wisi na parapecie budynku klubu Bataclan. Wisi już za długo. Mdleją jej ręce. Druga dziewczyna lituje się nad nią. Sama ryzykując zabicie strzałem z kałasznikowa w tył głowy wyciąga do niej rękę i wciąga ją na okno. I to zdumienie gitarzysty, kiedy podczas jego cudnej solówki nagle rozlega się seria z karabinu maszynowego. I ten moment ciszy, zanim ludzie zaczęli krzyczeć, jak zwierzęta na rzeź prowadzone.
O, przerażające czasy triumfu technologicznego. Do czego to doszło, że siedząc w kapciach i z herbatą przez telewizorem, odpalam Facebook i na żywo czytam relację jednego z zakładników, który błaga, żeby do budynku natychmiast weszły jednostki antyterrorystyczne, bo ludzie zabijani są jeden po drugim. Jeden po drugim. Jeden po drugim. Huczało mi to w głowie całą piątkową noc.
I jak to możliwe, że czytam to, ktoś błaga o pomoc, a ja nic nie mogę zrobić? A, przepraszam, mogę zlajkować. Udostępnić.
Albo ta scena, na którą największy artysta dłuta i obrazu by nie wpadł. Kiedy ludzie są ewakuowani z hali sportowej, policja nie wie, czy wśród nich nie ma terrorysty, więc każe im podnieść ręce do góry. A straumatyzowani i przerażeni ludzie zaczynają śpiewać całym tłumem "Marsyliankę". Łzy stają mi w oczach, jak to sobie przypominam. 
O, smutny i gnuśny europejski kontynencie, odurzony swoją domniemaną potęgą i przekonany o tym, że każdy inny kontynent na świecie nieustanny hołd jest ci winien. Ilu jeszcze ludzi musi zginąć, żebyś na oczy przejrzał? Ile jeszcze cywilnych istnień musi się rozpłynąć, żebyś opracował mądrą i humanitarną strategię postępowania z terrorem? Ile rzek oprócz Sekwany ma jeszcze krwią spłynąć?
Europo mojego dzieciństwa znaczonego książkami Astrid Lindgren, Modiano, "Muminków", Europo popołudniowej herbaty, słońca Malagi, ogrodów Madery, wariactw Salvadora Dali, włoskiego słońca i słodkich pomidorów; gajów oliwnych, szkół filozofów, uniwersytetów potężnych, bastionie myśli nowoczesnej; Europo Prowansji wonnej, Bawarii górzystej, Szwajcarii serowej i pełnej drewnianych mostów i pereł architektury. Europo, dumo Napoleona, dreszczy Skriabina, szarży Mozarta, wzruszeń Chopina, Europo polonu i radu, przylądku iperytu, węglem słynąca królowo ludzi pracowitych i czół zmarszczonych. Ojczyzno murów, żelaznych kurtyn, nalotów dywanowych, połamanych płotów i okrągłych stołów. Bastionie nowoczesnej myśli, przylądku wolności i nadziei, kotle religii i kultur, smutna królewno gospodarczych potęg, drzewie gorzkich pomarańczy i jesiennych gruszek, ojczyzno cierpkiego wina i zmyślności konstrukcji z klocków. Panno w wianku dryblująca przez granice, matko pamiętająca upodlenie irlandzkiego głodu, na rękach niosąca skrwawione ciała synów na Majdanie. Ojczyzno czeskiego humoru i łaskoczącego w podniebienie piwa, zalążku faszyzmu, lustro twarzy Innego, ostojo zapachów, wykrojów i kapeluszy. Aksamitna skóro różnorodności, przyczółku poetów, ojczyzno druku, sztuki oblubienico.

Kończysz się. 

Ces fers de`s longtemps préparés ?
Français, pour nous, ah quel outrage
Quel transport il doit exciter !
C'est nous qu'on ose méditer
De rendre à l'antique esclavage.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz